wtorek, 1 marca 2016

Lobster - Zagrożone gatunki



Najbardziej cenię sobie w kinie dwie rzeczy: intymność przekazu oraz koncepcje.  Jeżeli koncepcja będzie świetna, to kupię nawet komedie romantyczną.  Wszystko leży w tym, jak reżyser widzi swój obraz. Oglądając „Lobstera” byłem zachwycony, ponieważ opowieść obierała coraz to nowe koncepcje z częstotliwością co 15 minut. Ale daleko temu film od przydomka „dziwny”, czy może jak to mówią adepci kina: „Lynchowski”. „Lobster” to przede wszystkim dramat i to cholernie unikalny. Zapraszam na recenzje filmu, w którym między innymi Colin Farell gra rolę życia, a ludzie zamieniają się w zwierzęta.

W świecie niedalekiej przyszłości nikomu nie wolno być samemu. Samotność rodzi niepotrzebny zgiełk. Zgodnie z zaleceniem władz miasta (The City), samotni trafiają do Hotelu. Miejsca, w którym spotkają innych samotnych. To tu w ciągu 45 dni powinni znaleźć partnera. Jeśli nie uda im się odszukać miłości, pod postacią zwierząt trafią do Lasu. Tam sami będą musieli walczyć o przetrwanie.

Widz zostaje wrzucony w „Lobstera” bez ostrzeżenia. Na początku trudno się połapać nie tylko w warstwie interpretacyjnej , ale przede wszystkim fabularnej. Lanthimos nie kwapi się , aby wciągnąć widza w swój świat. Mówi wyraźnie: „albo grasz ze mną, albo nie.” Przez 2 godziny grecki reżyser będzie mylił tropy fabularne, im bliżej końca tym coraz częściej będziemy świadkami transformacji gatunku. Czymś zawieszonym pomiędzy dystonią, satyrą a literaturą Sci-Fi z gatunku Philipa K. Dicka

Stylistycznym ojcem „Lobstera” jest przede wszystkim Stanley Kubrick. Lanthimos podobnie jak Kubrick pieczołowicie dba o każde ujęcie,  bawi się typowymi dla Amerykanina zagrywkami jak: symetryczność obrazu, a niektóre ujęcia to wręcz bezpośrednie odniesienia do filmów twórcy „Mechanicznej Pomarańczy”. Lecz najważniejsza cecha wspólna obu reżyserów to fakt próby ocenienia współczesnej kondycji człowieka w obliczu galopującej niedalekiej przyszłości i zaniku ludzkich emocji.

Jednakże główną bronią greka pozostaje przede wszystkim ironia. Jego satyryczne ujęcie dystopii jest największym plusem „Lobstera”. Mimo iż film ma ogromny potencjał dramatyczny, to przez celne strzały humorystyczne, często przybierające wymiar groteskowych wyładowań film płynie przed siebie i nie jest tylko i wyłącznie kolejnym naśladownikiem stylu Kubricka.

Ponieważ Lanthimosowi nie zależy na byciu Orwellem taśmy filmowej. Byli już lepsi od niego w tej dziedzinie i grek o tym wiem. To co najbardziej obchodzi reżysera „Lobstera” to celne strzały w społeczeństwo XXI wieku.   W kulturę singli, gdzie nawet film posuwa się do żartów z silent disco. O dziwo żarty działają, film niejako tłucze po mordzie hipsterów. Robi to dosłowniej niż równie świetna „Ona” Spike’a Jonze’a sprzed kilku lat. Lathimos nikogo nie oszczędza w swoim filmie. Naśmiewa się z portali randkowych, kursów samoobrony, zagrożeniem przed gwałtem, a nawet z zamiłowania ludzi do fantasy co objawia się w drugiej połowie filmu, którą momentami można posądzić o nabijani się z „Gry o tron” czy „Władcy pierścieni”.  Cios wymierzony w cywilizację jest nieco rubaszny, ale znowu go to stawia obok Stanleya Kubricka.

Lecz gdzieś tam w tle przygrywają skrzypce dramatu. Są one na tyle wyraziste, że możemy poczuć dramat protagonisty. Oczywiście pochwały się tu należą również Colinowi Farellowi. Aktor odgrywa tu swoją rolę życia (Jakby było z czego wybierać…). Neurozę i wyciszenie swojej postaci gra z absolutnym polotem.Partnerujące mu gwiazdy, również dają z siebie wszystko(Szczególnie John C. Reily) ale to Farell tutaj rządzi i dzieli.

Na zakończenie recenzji należałoby wspomnieć o tym jak Lanthimos zgrabnie bawi się symbolami europejskiej kultury. Podobnie robił to na tak odważnym poziomie Wes Anderson w swoim „Grand Budapest Hotel”. Grek bawi się symbolem hotelu, tradycji. Swoją makabreskę umieszcza w samym centrum europejskiej oazy bezpieczeństwa, tylko po to aby wzbudzić u widza uczucie niepokoju, zachęcić go do walki o samego siebie w kwestii tożsamości filmu. Śmiech podczas seansu może być naszą reakcją obronną na kwestie filmu, dramat w  nim przedstawiony.

„Lobster” nie należy do najprzyjemniejszych filmów. Dla zwykłego widza przekaz filmu będzie zbyt skondensowany aby go odczytać. Dla widza mało wyćwiczonego, z kolei może on być za mało skondensowany. Kluczy leży pośrodku. Ja traktuje film twórcy „Kła” jako satyryczną ironię podszytą dramatem współczesnej cywilizacji. Kupuje takie kino.
Ocena:8/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz