Alejandro González Iñárritu to współczesny cudotwórca
Hollywoodu. Wyrwał się z meksykańskiego
dystryktu. Potem z sukcesem przeniósł tą swoją latynoską ostrość z ciągotami w
stronę Kieślowskiego na amerykańskie ekrany. Krytycy go pokochali. W końcu
nadszedł Birdman. Film spóźniony tematycznie o 10 lat. Ale jakże udany. W tym
roku Iñárritu ponownie udowodnił swoją boskość.
Z filmu który na papierze musiał się udać nakręcił najbardziej nieudany
film w swojej karierze.
Zacznijmy od tego, że ten film jest bezczelny. Iñárritu
świetnie wie, że w ma ręku nieprzeciętny talent(Wiadomo najlepszy w
Hollywoodzie jest Paul Thomas Anderson. Ale ten kręci filmy raz na kilka lat,
więc kiedy kota nie ma w domu…)wie również że ma dwójkę utalentowanych aktorów
na planie. Jednego już trochę przebrzmiałego,
który jednak zagra wszystko po to aby dostać pewna nagrodę. Drugi to
typ, który pomimo 38 lat na karku ciągle jest nazywany młodym talentem
(!). No dobra, ale mimo wszystko to są dobrzy aktorzy. No i jest
w końcu czarodziej Lubezki. No i Iñárritu święcie wierzy, że to mu wystarczy do
nakręcenia czegoś porządnego. No i się
przeliczył .
Pierwsze co muszę zarzucić filmowi to brak jakiekolwiek
napięcia i emocji. Jeżeli chodzi o dobre kino zemsty to widz musi być rozpalony
do czerwoności wraz z protagonistą. W „Zjawie” tego nie ma. Rozumiem uczucia rzecz obiektywna, no ale
spójrzmy na konstrukcje naszego bohatera.
Glass chce się zemścić za śmierć syna. No dobra, ale film mi nie
pokazuje żalu Hugh po śmierci swojego pierworodnego. Bardziej mu za leży na
przetrwaniu w dziczy, niż na rozszarpaniu postaci granej przez Toma Hardy’ego.
No i robi się nam kino przygodowe zamiast kina zemsty.
I nie byłoby to takie złe gdyby nie fakt, że z ekranu wieje
nuda. I to oszałamiająca nuda. Ktoś tu
zakrzyczy pewnie: No ale zdjęcia! Ja was proszę. Lubezki robi tu najsłabszą
robotę od lat. Sprawdźcie sobie co robił u Terrence’a Malicka, dla
porównania. Zresztą „Zjawa” leci na
schematach kadrowych z „Dersu Uzali” Kurosawy czy też z całej filmografii
Herzoga. Trzeci Oskar dla Lubezkiego pewnie będzie bo i tak gość nie ma
konkurencji, no ale po prostu typ robił już lepsze rzeczy
Skoro już o Oscarach mowa. No to przejdźmy do najbardziej
palącego tematu jeżeli chodzi o ten film. Nie, Leo nie zasłużył na Oscara. Ja
wiem że minimalizm i poświęcenie. Ale co z tego że nie czuje postaci. Tutaj
wszystko się rozchodzi. W filmie „Johnny poszedł na wojnę” gość leży sparaliżowany
na łóżku i słyszę tylko jego myśli z offu, a mimo to czuję tą postać. Oczywiście to wina scenariusza, który ciągnie ten film co
najmniej o 2 oczka w dół. Hugh Glass jest mi totalnie obojętny, nie wiem jaki
ma być. DiCaprio pewnie sam nie wie bo robi miny zmarzniętego gościa. Zaznaczam
że każdy, ale to KAŻDY aktor, który gra w pierwszej lidze udźwignąłby tą rolę.
Sorry Leo, ale weź w końcu porzuć jakieś skomplikowane skrypty i zagraj po
prostu człowieka, nie jakąś zlepkę kliszy scenariuszowych. To już wolę świrującego
Matta Damona na marsie.
Z kolei Tom Hardy cały czas jest na tym samym dobrym
poziomie. Gra lepiej niż Leo. Ale z kolei jego postać jest również jednowymiarowa
do bólu. Ociera się on o komiksowego
przestępcę, który jest zły bo jest…..zły. Hardy wyciska z tego ile może i
widać, że się przynajmniej tara zaprezentować coś ciekawego. Jest on jednym z
niewielu plusów filmu.
Wydaje się, że „Zjawa” próbuje spróbować za dużo rzeczy
naraz. Kino zemsty, ascetyczna maestria, troszkę cienia starego Iñárritu, który
objawia się w wizjach Glassa,
historyczny kontekst. No i wszystko
byłoby fajnie, gdyby Alejandro każdy z tych wątków dopracował. A nie po prostu wrzucał przyczółki do tych
wątków mając nadzieje, że jakimś cudem one zaczną cudownie współgrać.
Iñárritu, kiedy rok temu wkraczał do mainstreamu pełną gębą sporo ryzykował.
Gość miał w sobie domieszkę własnego oryginalnego stylu. Teraz już go nie ma.
Mam nadzieję, że jego kariera nie będzie teraz wyglądała na kręceniu
zwyczajnych oklepanych gatunkowców. Alejandro ma u mnie duży kredyt zaufania(Zwłaszcza
za świetne „21 gramów”), więc wybaczam
mu „Zjawę”. Ale mam nadzieję, ze to jego ostatnia taka pomyłka. Oby
Ocena:4/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz