sobota, 11 lutego 2017

Poproszę McZestaw

McDonald's to jeden z symboli konsumpcyjnego świata. Szybko, tanio i smacznie. Podobnych przymiotników można użyć by opisać grany właśnie w polskich kinach film Johna Lee Hancocka (znanego z The Blind Side, Saving Mr. Banks) The Founder opowiadający o powstaniu najsłynniejszej sieci fast-foodów. Polski tytuł brzmi McImperium.





Reżyser zaczyna od przedstawienia postaci Raya Kroca. Choć to bracia McDonald's odpowiadają za powstanie pierwszego baru szybkiej obsługi z szyldem ich nazwiska to marka stała się powszechnie znana dzięki Krocowi. W początkowych scenach jawi się on jako niespełniony akwizytor bezskutecznie próbujący sprzedać swój produkt. Wszystko się zmienia gdy spotyka na swej drodze braci McDonald's. Kroc to charakter, który kino zna bardzo dobrze. Przechodzi drogę od zera do milionera. Najczystsza wersja american dream. Jednak nie jest to bohater, którego można z łatwością zaklasyfikować. Niż do pozytywnego wzorca znacznie bliżej mu do bohaterów typu Charles Foster Kane, Jordan Belfort czy Daniel Plainview, czyli do ludzi z przerośniętym ego którzy budując swoje imperium nie wahali się sięgnąć po najostrzejsze środki tracąc przy tym to co cenne. Podobnie jak oni główną ambicją Kroca jest osiągnąć sukces. Być obrzydliwie bogatym. Co go odróżnia od nich to pewien specyficzny rodzaj szczerości. Szczerości tylko wobec swojej własnej osoby. Ray nie nosi masek, nie gra kogoś innego, nie oszukuje sam siebie ani swoich bliskich. Ba! To on opuszcza swoją pierwszą żonę wiedząc, że ich życiowe koncepcje dawno się rozeszły. Jego największą miłością są pieniądze. Przy czym jest to typ bohatera jakiego osobiście bardzo lubię. Aktywnego, ciągle szukającego okazji do wykazania się. Ta ambicja zostaje bardzo dobrze pokazana w jednej z początkowych scen filmu gdy po nieudanym dniu główny bohater odpoczywa w pokoju motelowym słuchając motywującego nagrania o wytrwałości. On dalej w siebie wierzy. Podstawą udanego filmu jest udany bohater. Nie chodzi mi tu o to, że widzi musi pałać do niego sympatią bo to nieistotne. Protagonista musi być przede wszystkim ciekawy. To jest najważniejsza cecha. Twórcom McImperium się ta sztuka udała.


W ten interesujący szkic postaci bardzo dobrze wcielił się Michael Keaton przeżywający ostatnio drugą młodość. Po udanych kreacjach w Birdmanie i Spotlight (notabene oba te filmy zdobyły oscarową statuetkę za film roku odpowiednio 2014 i 2015) Keaton trzyma formę z szelmowskim uśmiechem i pewnością siebie również u Hancocka. Gdy na początku jego postać ponosi porażkę za porażką można mu współczuć, a gdy pod koniec staje się krnąbrnym kapitalistą wzbudza w widzu nieprzychylne uczucia. Co najważniejsze dawny Bruce Wayne zachowuje balans w kreowaniu swojego bohatera. Ani go nie demonizuje zbytnią ekspresją ani nie uświęca pozostawiając ocenę widzowi. Na ekranie partnerują mu charakterystyczni Nick Offerman (najbardziej znany z roli Rona Swansona z Parks and Recreation) oraz John Carroll Lynch w roli braci McDonald's i są to również jak najbardziej udane kreacje.

Fabularny i narracyjny szkielet filmu jest niezwykle przejrzysty. Fabuła spokojnie gna do przodu. Nie ma mowy o momentach nudy. Nawet retrospekcje są udanie wplecione w treść i nie wytrącają z rytmu. Reżyser zna swój fach, ale nigdy nie wychodzi z czymś odświeżającym. McImperium pozostaje w bezpiecznych ramach typowej biografii. Spotkanie Kroca i braci McDonald's owocuje wspólną umową oraz wcieleniem w życie franczyzy. Ray dostrzega doskonałą okazję do zarobku dzięki rewolucyjnemu systemowi podawania jedzenia, który drastycznie skraca czas oczekiwania. Właściciele Maca są pod wrażeniem energii i pomysłowości ich nowego wspólnika i choć z obawami zgadzają się na promocję swojej restauracji. Szybko pojawia się konflikt interesu. Kroc pragnie rozszerzyć działalność na cały kraj, a nawet świat kosztem zmiany tożsamości, którą według braci ma charakteryzować się sieć. Bracia nie chcą się zgodzić na zmianę wizji w zawartej wcześniej umowie. Konflikt ten zostaje bardzo sprawnie rozegrany przez reżysera głównie w humorystycznych scenach rozmów telefonicznych bohaterów.



Ostatecznie Kroc dzięki osiągniętemu bogactwu zrywa umowę i wykupuje McDonaldsów. Obiecuje im spore pieniężne odszkodowanie do wypłaty którego jednak nigdy nie dochodzi. Wymowa filmu nieco brudzi wizerunek amerykańskiego snu. Choć potwierdza, że by osiągnąć sukces nie potrzeba wcale ogromnego talentu tylko wytrwałości i zdolności do wykorzystywania ludzi. Jest to też świetna lekcja kapitalizmu i prowadzenia biznesu.

The Founder to produkt prosto z Hollywood w dobrym tego słowa znaczeniu. Prosty, szybki, smaczny, ale pozostawiający z lekkim dyskomfortem i nie chodzi tu o problemy gastryczne. Mi pozostaje żałować, że brakuje mu sznytu kina autorskiego i drobiny więcej pieprzu, która wybiłaby widza jeszcze mocniej z jego strefy rozmyślań. Na tle sezonu oscarowego i tak McImperium pozytywnie się wyróżnia choć nie zgarnęło ani jednej nominacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz