wtorek, 22 marca 2016

Syn Szawła, Na skrzyżowaniu wichrów-Modern Holocaust



Na przełomie kliku ostatnich miesięcy w Polsce miały premierę dwa filmy dotyczące tematyki holocaustu. Są to przedstawiciele kina arthouseowego, choć taki „Syn Szawła” otrzymał sporo komercyjnych nagród wliczając w to Oscara dla najlepszego zagranicznego filmu.  Warto porównać te filmy nie tylko ze względu na tematykę, ale także na pewne ramy stylistyczne które cechuje obydwa obrazy.

Rok 1944, Auschwitz-Birkenau. 48 godzin z życia Szawła Auslandera, członka Sonderkommando – oddziału żydowskich więźniów zmuszonych asystować hitlerowcom w wielkiej machinie Zagłady – na krótko przed wybuchem buntu. W rzeczywistości, której nie sposób pojąć, w sytuacji bez szans na przetrwanie, Szaweł spróbuje ocalić w sobie to, co zostało z człowieka, którym był kiedyś.

Po inkorporowaniu krajów bałtyckich do ZSRR zaczęły się, odbyte w niegodnych warunkach, masowe wywózki rdzennej ludności na Syberię. Pośród ponad 40 tysięcy wysiedlonych znajduje się Erna, rozdzielona z mężem - wojskowym, matka małej dziewczynki. Na miejscu czekają ją liczne upokorzenia, zimno, głód i praca ponad siły. Pomimo 15-tu lat spędzonych na Syberii Erna nigdy nie straciła poczucia wolności oraz nadziei na powrót do ojczyzny i odnalezienie ukochanego. Wydarzenia tamtych dni przedstawiono za pomocą czarno-białych tableaux vivants, czerpiąc z listów, a także pamiętnika prowadzonego przez samą Ernę.

Oba filmy poruszają temat cierpienia jednostki, pojedynczej istoty ludzkiej na tle wszechogarniającego cierpienia. Filmy jednak dają szanse swoim bohaterom na zrekompensowanie się, pokazanie śladowych ilości człowieczeństwa, które w piekle tragedii zaczynają bić jasnym światłem i urastają do niebywałych rozmiarów. Szaweł przez swoje czyny próbuje zmazać swoje winy. Reprezentuje też widza, który w zamierzeniu reżysera – László Nemesa w obliczu dosłownego dotknięcia tragedii ma szeroko otworzyć oczy i przestać tylko spoglądać  na tragedie, ale także odczuwać ją z nowej mniej wygodnej perspektywy. Z kolei w „Na skrzyżowaniu wichrów” widz za pomocą nowoczesnych technologii ogląda przez lupę tragedię młodej Erny. Która reprezentuje podobnie jak Szaweł postawię prometejską. Lecz ona nie musi się nawracać. Protagonistka zostaje nam przedstawiona jako obraz cnót ludzkich, dobrodziejstwa, tęsknoty za drugim człowiekiem. W estońskim filmie wojna to coś niepojętego, nienamacalnego.

Nie tylko podejście tematyczne odróżnia dwa wspominane w tym tekście filmy od typowego kina rozliczeniowego spod znaku „Listy Schindlera”,  czy też „Chłopca w pasiastej piżamie”. To co pozostaje osią napędową filmu to kwestia wizualna.  „Syn Szawła” oferuje nam ciasne przestrzenie, obdrapane ściany,  babilońską mieszankę jeżyków, trupy majaczące na skrajach kadrów… z kolei 
„Na skrzyżowaniu wichrów” stosuje technikę wspomnianą wyżej, która wprawia stare fotografie w ruch. I znowu mamy dwa podejście do tematu, jednak traktujące względnie o tym samym i mające na cel wspólny przekaz. „Syn Szawła” po raz kolejny próbuje nas wrzucić w sam środek obozu. Chce nam zaprezentować wycieczkę po obozie, która znacznie różni się od tych szkolnych(Nemes w jednym z wywiadów przyznał, że był przerażony kiedy zobaczył nastolatki podczas zwiedzania Auschwitz). Z kolei Martti Helde gra kartą wspomnień. Fotografii sprzed lat. Które zamiast spłonąć i ulegnąć zapomnieniu w jego filmie przybierają postać metafizycznych wspomnień, które za pomocą nowoczesnej technologii ożywają na oczach widza.


Można by zarzucić obu obrazom nie konsekwentność ze względu na fakt iż negując obecne pokolenie i jego stosunek do tragedii II wojny światowej jednocześnie bawi się zabawkami tego pokolenia. Ale nie można rzucać tego typu oskarżeń, ponieważ filmy te wykorzystują technologie nie tylko do swoich własnych czynów, ale także i przede wszystkim dzięki temu wyostrzają środek przekazu do takiego punkt, gdzie mamy do czynienia z świetnym kinem.

Jestem ciekaw, czy oba obrazy będą miały jakiekolwiek odniesienie w niedalekiej przyszłości i rozpoczną nową falę w kinie.  Reinkarnacja ambitnego kina spod znaku holocaustu, może być rzeczą tylko jednorazową, nie znajdująca swoich następców. Dlaczego? Bo rzadko się zdarza w dzisiejszym kinie taki rodzaj wrażliwości, który pozwala przekładać ludzkie cierpienie w nowoczesna formę jednocześnie nie zapominając o kulturowej spuściźnie. Ale jeżeli raz na kilka lat, takie filmy się będą pojawiały to również będę zadowolony.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz