niedziela, 29 listopada 2015

Filmy z Camerimage 2015 - dobre, złe i nieobejrzane


Jako Bydgoszczanin mam niemały sentyment do jednego z niewielu powodów, dla których warto w moim mieście mieszkać. Ale za to jakiego! Największy na świecie festiwal filmowy w całości poświęcony sztuce zdjęć filmowych i jedno z niewielu tego typu wydarzeń w ogóle w Polsce tak znanych na skalę międzynarodową. Dwudziesta trzecia edycja Camerimage sprowadziła do mojego miasta tak znane osobistości jak Vittorio Storaro, Giovanni Ribisi, Paul Bettany czy Sandy Powell. Przez cały tydzień można było uczestniczyć w niezliczonych warsztatach z operatorami, obejrzeć ciekawe dokumenty czy też projekcje w ramach zupełnie nowego konkursu odcinków pilotażowych seriali lub popracować na rzecz festiwalu w mniej lub bardziej wymagających zadaniach dotyczących przede wszystkim pomocy językowej. Ja osobiście spróbowałem trochę wszystkiego, ale w tym tekście postanowiłem skupić się na tym, co mnie najbardziej interesuje i z czym mam największe doświadczenie czyli filmami fabularnymi. Tym bardziej, że większość tych produkcji nie weszła jeszcze do polskich kin i już teraz mogę doradzić na co warto zwrócić szczególną uwagę, a czego unikać. Zapraszam.


Dobre

Z zestawienia pomijam filmy, z którymi zapoznałem się  już wcześniej i które już długo gościły na ekranach polskich kin i nie są dla nikogo nowością. Filmy takie jak: Mad Max: Na drodze gniewu, Sicario czy W głowie się nie mieści. Uznałem, że nie jest to część moich festiwalowych doświadczeń, a warto nadmienić że dwa z nich spokojnie znalazłyby się wśród tych najlepszych i tylko zabrałyby miejsce tym nieznanym jeszcze w naszym kraju dziełom. Pomijam również filmy pokazywane w ramach retrospektyw (a było w tym roku kilka ciekawych, chociażby Gunnara Fischera, Chrisa Mengesa czy Tadeusza Konwickiego). Zdecydowałem się umieścić tu tytuły świeższe i takie, o których jeszcze nie jest u nas tak głośno.

5 najlepszych filmów festiwalu:


5. Brooklyn 


Jeśli natraficie gdzieś na opis fabuły Brooklyn, możecie odnieść wrażenie, że mowa co najmniej o jakiejś ekranizacji Sparksa. Bo co może być ciekawego w opowieści o irlandzkiej imigrantce wyruszającej na zachód za chlebem, układającej sobie życie i zawiązującej się w skomplikowanym trójkącie z włoskim stereotypem obdartym z negatywnych cech oraz chłopakiem z sąsiedztwa w ojczyźnie? Ale całe piękno tej historii tkwi w tym, z jakim wdziękiem i klasą zostało to wszystko podane. Postacie okazują się niejednowymiarowe, estetyka lat 50'tych dodaje smaku historii, a humor jest wyjątkowo naturalny i delikatny. Przeurocza Saoirse Ronan dodatkowa osładza całość. Film niezwykły w swojej zwyczajności i na pewno gwarantuje bardziej wartościowy i satysfakcjonujący seans niż kolejny, standardowy rom-kom.

4. Intruz


Szwedzko-polska koprodukcja to ciężki, surowy dramat o młodocianym przestępcy wychodzącym z poprawczaka i szybko przekonującym się, że jego czyny nie zostaną tak łatwo wybaczone przez rówieśników. W filmie próżno szukać prostego podziału na dobrych i złych, poznajemy racje wszystkich stron konfliktu, współczujemy bohaterowi, ale i rozumiemy strach jego przeciwników przed przebywaniem z takim człowiekiem w jednej klasie. Szczególnie, gdy dowiadujemy się dlaczego trafił do ośrodka poprawczego. Konflikt bohatera z otoczeniem jest główną osią fabularną filmu, ale pojawiają się również inne wątki jak jego skomplikowane relacje z ojcem (motyw zanikających ideałów męskości jest tu dość ważny) i nowo poznaną dziewczyną, w której znajduje sporo zrozumienia, ale nie bezgranicznego. Wszystko okraszone fenomenalnymi zdjęciami nominowanego do Oscara w zeszłym roku Łukasza Żala z imponującymi, długimi, statycznymi ujęciami i wyreżyserowany z niesamowitym wyczuciem do prowadzenia aktorów i inscenizacji przez Magnusa von Horna. 

3. Spotlight


Jest w Spotlight taka scena, gdzie osoby, które wybrały różne ścieżki życiowe dzielą się swoimi doświadczeniami z czasów szkolnych. Właśnie okazało się, że ksiądz tamże nauczający, w tym jako trener drużyny hokejowej molestował swoich wychowanków. Postaci w tej scenie z nostalgią opowiadają o swoich wspomnieniach beztroskiej młodości, o sportach, które uprawiali. Jeden grał w football, drugi odnosił sukcesy w biegach. Bohater grany przez Michaela Keatona badający sprawę pedofilii w Kościele Katolickim trafnie kwituje całą konwersację stwierdzeniem, iż po prostu mieli szczęście, że żaden z nich nie grał w hokeja. Ta trochę przerażająca perspektywa nie jest tylko komentarzem do roli przypadku w życiu ludzi, ale i absurdu instytucji jaką jest Kościół. Informator wspierający tytułową, specjalną ekipę dziennikarzy śledczych w Boston Globe szacuje, że około 6% księży dało upust swoim niezdrowym fantazjom wielokrotnie molestując dzieci. Filmowi jednak daleko do taniej publicystyki i interesuje się przede wszystkim faktami - to czysty, krwisty konkret. Kino tak szlachetnie zdyscyplinowane formalnie i pozbawione Hollywódzkiego sentymentalizmu, że nie można go nie docenić. Spotlight szokuje, jest bezlitosne dla zwyrodniałości, nie brakuje mu współczucia dla ofiar, ale nigdy, przenigdy nie schodzi z tematu. I to jest właśnie w nim piękne. Do tego fantastycznie ciągnie to wszystko świetna obsada z dobrze znanymi, chociażby z popularnych seriali wykonawcami, ale pierwsze skrzypce grają tu Michael Keaton i Mark Ruffalo. Seans obowiązkowy.

2. Carol



Subtelny melodramat o dwóch kobietach spotykających się na różnych etapach życia i rozwijającym się między nimi uczuciu spisującym ich na straty w społeczeństwie. Jedna młoda, niedoświadczona, naiwna i godząca się na wszystko, a przy tym przytłoczona pozornie dużymi, a w praktyce bardzo ograniczonymi możliwościami dla kobiety w jej wieku i epoce, w której przyszło jej żyć. Druga dojrzała, ale rozdarta pomiędzy pragnieniem bycia indywidualistką, kimś poza przypisanymi jej rolami żony i matki, a koniecznością pozostania w tych rolach, by jej rodzina mogła normalnie funkcjonować, a jej córka miała właściwy wzorzec kobiecości i matkę. Film dzieje się w latach 50'tych, czyli czasach opresyjnych zarówno dla homoseksualistów jak i osób w jakikolwiek sposób nie mieszczących się w pewnych społecznych ramach. Relacje między bohaterkami są jednak bardzo niejednoznaczne i często podane jest w wątpliwość to, czy są zupełnie nieszkodliwe dla obu stron, szczególnie biorąc pod uwagę różnicę wieku i wpływ związku na ich codzienne życie w społeczeństwie. Fabularnie można się spodziewać kilku schematów i przewidywalnych, dramatycznych zagrań, ale fakt iż historia nie daje łatwych odpowiedzi jest naprawdę godny najwyższego uznania. Do tego na jeszcze wyższy poziom film podnoszą wybitne kreacje Rooney Mary i Cate Blanchett. Jak dla mnie - jeden z filmów roku.

1. Syn Szawła



Jeden z najsurowszych, najbardziej bezkompromisowych filmów fabularnych o holokauście jakie do tej pory nakręcono. Jeśli już go do czegoś porównywać, to do Idź i patrz Klimowa, które zresztą było główną inspiracją twórców. Historia o członku sonderkommando w Auschwitz zrozpaczonym otaczającym go ludzkim okrucieństwem i dręczony wyrzutami sumienia spowodowanymi nadzorowaniem wyroków na swoich bliźnich, który pewnego dnia postanawia na przekór wszystkiemu zrobić coś jak należy. Wśród wielu ciał w komorze gazowej znajduje chłopca, który przypomina mu syna lub kogoś, kogo bardzo chciałby tak nazwać. Nie jest jasne czy łączą ich faktyczne więzy krwi, ale w tym momencie najważniejszą rzeczą dla bohatera staje się wyprawienie chłopcu godnego pogrzebu w tradycji żydowskiej, zgodnie ze wszystkimi ceremoniami. Prosta, może trochę naiwna historia staje się podróżą w głąb ludzkiej duszy i niejako panoramą obozowej rzeczywistości. Przemoc w Synu Szawła dzieje się zawsze gdzieś w tle, ledwo dostrzegalna za portretem bohatera, z którym jesteśmy uwięzieni przez cały film w długich, ciasnych ujęciach niemalże wyłącznie kręconych "z ręki". Film ciężki, film intymny, film nieprzyjemny w odbiorze, ale wielki. Jedyne z czym miałem problem, to nieco wysilone symboliczne zakończenie, które choć nadaje pozytywniejszy wydźwięk historii, to wydaje się trochę niezdarnie doklejone do całości. Mimo to, obok tego dzieła nie można przejść obojętnie.

Wyróżnienia:

Pokój


Matka i syn próbujący na przekór wszystkiemu zorganizować sobie szczęśliwy żywot, uwięzieni w klitce wielkości garażu przez psychopatycznego sadystę. Brzmi jak szantaż emocjonalny? Nie bez przyczyny. Sytuacja może się wydawać okrutnie zmanipulowana wyłącznie po to, żeby wycisnąć z widza łzy. Ale film zaskakująco dojrzale i wiarygodnie rozprawia się ze swoim trudnym do sprzedania pomysłem (szczególnie, że jego bazą nie jest żadna prawdziwa historia) i tworzy naprawdę ciekawą i angażującą opowieść o relacji matki z dzieckiem, w której nie ma prostych rozwiązań. Jest tu ciężar konsekwencji przeżycia takiej traumy, trudne do przetrawienie implikacje moralne w zachowaniu kobiety, problem granic miłości, egoizmu w pewnych kwestiach. Rozmawianie o problematyce tego filmu jest niemożliwe bez spoilerów, więc powiem tylko że warto go obejrzeć choćby ze względu na świetne aktorstwo. A dodam, że film mógłby się łatwo posypać, gdyby z tym aspektem poszło coś nie tak, szczególnie gdy jedną z głównych ról gra dziecko, co jest zawsze dużym wyzwaniem dla reżysera.

Czerwony pająk



Kolejny triumf polskiego kina gatunkowego? No nie do końca, bo Koszałka chyba ma za duże ambicje, by nakręcić prosty kryminał dla masowego widza. Czerwony pająk nie ma szans osiągnąć takiego sukcesu i przyciągnąć takiej samej publiczności jak chociażby Bogowie w zeszłym roku, gdyż jest zbyt wyszukany artystycznie, dezorientujący, niestrawny dla wielu i nieamerykański. Dzieło wybitne? Raczej nie, ale jak dla mnie wygląda zdecydowanie ciekawiej niż wiele współczesnych polskich filmów i jest mimo mankamentów wart uwagi. Fabuła bazuje na historii prawdziwego seryjnego mordercy - Karola Kota, który w latach 60'tych w Krakowie popełnił kilka brutalnych morderstw mając ledwo dwadzieścia lat. Film jednak bawi się faktami i tworzy zupełnie odmienną teorię o okolicznościach wydarzeń. Staje się historią o młodym sportowcu nie potrafiącym nawiązać z nikim bliskich kontaktów, zafascynowanym śmiercią, Mickiem Jaggerem i lokalnym weterynarzem, którego podejrzewa o udział w morderstwach sprzed kilku dni. Istotą fabuły jest właśnie sportretowanie psychologiczne dwóch kluczowych bohaterów i ich specyficzna relacja. Choć z początku dzieło lubi pobłądzić narracyjnie, to gdy już przechodzimy do głównej osi, staje się wyjątkowo angażujące i analiza zachowań i próba rozgryzienia postaci sprawiają czystą przyjemność. Mam jednak świadomość, że wyciszona psychodrama to nie jest coś czego wszyscy oczekują od gatunku kryminału, dlatego radzę podchodzić z ostrożnością. Na mnie jednak wymusza tylko prośbę o więcej takiego polskiego kina.

Złe

Wilczy totem


Ja tam oczekiwałem, że Annaud wraca do kina "przyrodniczego" w stylu Niedźwiadka czy Walki o ogień, a tu wyjeżdża z jakąś familijną bzdurą o chłopcu (który jest zresztą grany przez ponad dwudziestoletniego chłopa, ale naiwne zachowania postaci wskazują na jakąś pomyłkę w obsadzie..) i jego wilczku na łonie natury niedotkniętej przez nadciągająca rewolucję kulturalną Zedonga. Film nie jest jednak ani żadnym ciekawym stanowiskiem politycznym, ani poważnym dziełem o ludzkim okrucieństwie, a zwyczajnie banalną bajeczką (dla dzieci? obrazowość przemocy budzi pewne wątpliwości) stworzoną bez pasji. Jedyne pozytywne strony to świetna strona wizualna (zdjęcia robione faktycznie w Mongolii, na naprawdę malowniczych plenerach, warto dodać że prawie bez użycia CGI, z tresowanymi wilkami) i jak zawsze dobrą, wydaną pośmiertnie ścieżką Hornera. Cóż z tego jednak, gdy przez cały seans będziecie walczyć ze snem, czego nikomu nie polecam. Film jest rozczarowaniem finansowym na całym świecie, więc zapewne ominie polskie kina i nie ma co się przejmować, że trafi się do niewłaściwej sali..

11 minut


Postmodernistyczne popłuczyny w najgorszym guście. Od czego by tu zacząć? Płytcy bohaterowie, których spokojnie można by zamienić kostkami domina, bo w zasadzie taka jest jedyna ich funkcja; tendencyjna symbolika, pusty i oklepany merytorycznie przekaz, kompletny brak finezji w każdym aspekcie produkcji i nieposkromiona głupota. Niepodważalny dowód próżności i bufonady reżysera, obraza dla inteligencji Polaków, światowych krytyków i Akademii. Jedyną pozytywną stroną jest niezamierzony walor komediowy z wszechobecnego absurdu. Wstyd i hańba dla każdego z utalentowanych wykonawców zaangażowanych w tej fuszerce. Omijać szerokim łukiem!

Nieobejrzane

Barany. Islandzka opowieść


Zdobywca Srebrnej Żaby, którego z niewytłumaczalnych przyczyn przegapiłem. Opowieść o dwóch braciach zajmujących się hodowlą tytułowych zwierząt jest podobno bardzo emocjonującą i angażującą historią mówiąca z humorem i szczerością o rodzinie. Do tego nieprzeciętnie gra obrazem, czego dowodem są nagrody. Nie słyszałem jeszcze żadnej negatywnej opinii o tym filmie, w zasadzie wyłącznie zachwyty, także warto mieć go na uwadze.

Most szpiegów


Jako wierny fan Spielberga wiem, że ten reżyser nawet w swoich mniej udanych produkcjach zachowuje klasę, warsztatową maestrię i coś wartościowego, nawet gdy tylko nadgryza tematy i popada w prosty sentymentalizm. Generalnie facet nie kręci złych filmów. No chyba, że mówimy o 1941, ale umówmy się że to nie istnieje, tam nawet Mifune się pogrążył. Do tego w Moście szpiegów mamy jeszcze zdjęcia Kamińskiego i kawał prawdziwej historii, co zapowiada popcornowe widowisko co najmniej na przyzwoitym poziomie. Raczej warto 


To tyle ode mnie w temacie festiwalu. Jak najbardziej polecam odwiedzać Bydgoszcz w kolejnych latach, bo to naprawdę niepowtarzalne wydarzenie z niezwykłą atmosferą i z pewnością nie zostawi żadnego kinomana obojętnym. W relacji nie opowiedziałem oczywiście o wszystkim, a o tym co wydało mi się najistotniejsze. Nie da się przecież zmieścić całego tygodnia kinowych wrażeń w jednym krótkim tekście.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz