czwartek, 31 grudnia 2015

Kowbojski jazz

"And the work which has become a genre unto itself shall be called: Cowboy Bebop"

I trudno się z tym stwierdzeniem nie zgodzić. Anime wyreżyserowane przez Shinichirō Watanabe praktycznie nie sposób włożyć w jakiekolwiek ramy gatunkowe. Cowboy Bebop to mieszanka wielu stylów. Od komedii przygodowej i space opery poprzez melancholijny neo-noir i sensację po cyberpunk z elementami westernu, thrillera, a nawet horroru. W wielu momentach na pierwszy plan wychodzi także muzyka, ale nazwanie serialu musicalem byłoby już przesadą. Taki miks może wydawać się niestrawny. Nic bardziej mylnego. Cowboy Bebop doskonale odnajduje się w każdej wariacji. Ten postmodernistyczny miszmasz jest jednym z czynników decydujących o unikalności i wielkości serialu.



Czasy w których toczy się akcja to lata 70 XXI wieku. Podróże międzyplanetarne są na porządku dziennym dzięki wynalezieniu wrót międzygwiezdnych ułatwiających szybki transport w kosmosie. Ziemia stała się jednym wielkim wysypiskiem śmieci bez przerwy bombardowanym przez kosmiczne odpady. Ludzkość wyemigrowała na pozostałe planety Układu Słonecznego. W takiej sytuacji by zredukować stopniowo rosnącą przestępczość postanowiono przywrócić system nagród za schwytanych kryminalistów. Łowcami nagród potocznie nazywanymi kosmicznymi kowbojami są właśnie główni bohaterowie serialu.

Bebop to nazwa statku gwiezdnego którego właścicielem jest Jet Black, były policjant z mechaniczną ręką. Prawdziwą stracił w trakcie pełnienia służby. Razem z nim podróżuje Spike Spiegel – centralna postać anime. Marsjanin z urodzenia, świetnie wyszkolony w technikach walki i posługiwaniu się bronią nałogowy palacz. W trakcie trwania serialu do dwóch awanturników dołączają po kolei: zmodyfikowany genetycznie pies Ein rasy Pembroke Welsh Corgi, ponętna hazardzistka Faye Valentine oraz nastoletnia hakerka Ed, którą wszyscy mylą z chłopakiem. Każda z tych postaci boryka się z własnymi demonami, najczęściej z nie dającą się zapomnieć przeszłością.

Serial podzielony został na 26 odcinków z których tylko 5 dotyczy głównej linii fabularnej. Są one porozsiewane na przestrzeni całego serialu. Odpowiednio ich numery to 5, 12 i 13, 25 i 26. Resztę stanowią pozornie niepowiązane epizodyczne odcinki. Tylko pozornie, ponieważ każdy fragment serialu sukcesywnie buduje bohaterów odkrywając przed widzem ich sekrety. Epizody poświęcone Jetowi to stylistyczne neo-noiry. W jednym z nich prowadzi nawet dialog spoza kadru. Eks-policjant spotyka się w nich m.in. z byłą kobietą przez którą został opuszczony, a jej obecny mężczyzna jest poszukiwanym przez niego przestępcą. Dowiaduje się także o prawdziwych motywach byłych kolegów po fachu bezpośrednio związanych z jego odejściem ze służby. Z tych sytuacji kreuje się wizerunek Blacka jako skrzywdzonego przez system zamkniętego w sobie wrażliwca dla którego uczciwość stanowi największą wartość. Nawet jeśli tego nie przyznaje. Taki typ bohatera jest wręcz flagowy dla czarnego kina. 

Spike Spiegel podziela wiele cech swego przyjaciela. Utrzymuje w sekrecie swoją przeszłość, ale to w sumie sympatyczny gość. Odcinki jego dotyczące stanowią główną fabułę serialu. Fabułę nader klasyczną, którą można sprowadzić do kilku wyrazów: miłosny trójkąt, zdrada, zemsta. Poprowadzoną jednak znakomicie, a dzięki dającemu się lubić rysowi bohaterów bardzo działającą na emocje. Pojedynki pomiędzy nim, a antagonistą serii Viciousem (z ang. „złośliwy” jeśli ktoś ma wątpliwości kto jest bad guyem) to dynamiczne sceny akcji, najlepsze w całym serialu. Spike to facet żyjący tym co utracił przed laty. Nie potrafiący zapomnieć i chowający swoje uczucia bardzo głęboko. Dlatego nie pisane jest mu szczęśliwe zakończenie. Co jest w zgodzie z kryminalną stylizacją serialu. Faye z kolei to postać być może tragiczniejsza niż Spiegel. Także mierząca się ze swoją historią, ale na inny sposób. Valentine zwyczajnie nie pamięta swojej przeszłości gdyż po wypadku została zahibernowana na kilkadziesiąt lat i odratowana niedługo przed właściwym czasem akcji serialu. Dlatego jednocześnie bolesne i zrozumiałe jest patrzenie na jej cyniczną i destruktywną naturę. Pod koniec serii sama stwierdza, że badanie swoich losów nie przyniosło jej niczego dobrego i poza Bebopem nie ma dokąd pójść. Samotna miota się z życiem. W głębi tak naprawdę pragnie stabilnego uczucia. Ed, najmłodsza z załogi stanowi swoisty comic relief serialu. Zwinna i energiczna często pomaga w uzyskiwaniu informacji używając swoich hakerskich zdolności. Świetnie dogaduje się z psem Einem. Zapewne z racji swojego wieku nie ma bagażu ciężkich doświadczeń. Jej końcowe losy choć otwarte to dają promyk nadziei w przeciwieństwie do reszty.

Postmodernistyczna natura tego anime nie objawia się tylko w prostych nawiązaniach czy mrugnięciach okiem (tych jest całe mnóstwo) do obeznanego widza. Cowboy Bebop idzie krok dalej i trawestuje znane filmowe motywy. Potwierdzeniem tego może być odcinek 11 Toys In The Attic w całości poświęcony walce załogi statku z obcą formą życia. Tło fabularne rodem z Obcego i Coś zostaje tu osadzone na gruncie komediowym, a zakończenie tego epizodu z grającą muzyką klasyczną ma w sobie wiele z Odysei Kosmicznej 2001. Takie odwrócenia można znaleźć uważniej przyglądając się kompozycji poszczególnych sesji. W tą nutę jak ulał wpisuje się także odcinek 22 Cowboy Funk. Skupiony na ambicjonalnym pojedynku między Spikiem, a pozującym na prawdziwego kowboja Andym (każe na siebie wołać Wyatt Earp!) nosi znamiona kina Sergia Leone. Przez cały czas tej historii przygrywa muzyka świadomie kopiująca styl Morricone. Finał z pojedynkiem na szczycie wieżowca o zachodzie słońca jest żywcem wyjęty z westernu. I nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że Andy nie jest milczącym twardzielem tylko kompletnym kretynem jak ze screwballowej komedii co chwilę rujnującym okazję do złapania groźnego przestępcy. Zwykłych filmowych nawiązań jak pisałem jest od zatrzęsienia i wymienienie wszystkich zajęłoby cały ten tekst dlatego rzucę tylko kilka. Rozwałka w tawernie jak w Desperados? Jest. Strzelanina w kościele przypominająca kino Johna Woo? Jest. Ptaki odlatujące w niebo w trakcie śmierci jednej z postaci? Jest. Sztuczna inteligencja zyskująca świadomość i zabijająca ludzi? Jest. Morderca będący mieszanką kilku złoczyńców z uniwersum Batmana? Jest.

Na osobny akapit zasługuje muzyka. Właściwie powinienem napisać tylko, że jest absolutnie fantastyczna i pewnie każdy kto obejrzał serial się ze mną zgodzi, ale nie sposób sobie odmówić tego hymnu pochwalnego. Stworzeniem soundtracku do Bebopa zajęła się pani Yoko Kanno, wybitna japońska kompozytorka. Dość powiedzieć, że specjalnie po to założyła zespół jazzowo/bluesowy Seatbelts, który koncertuje po dziś dzień. Głównym gatunkiem muzycznym dla serialu jest jazz, a jak wiadomo jazz i noir (tu już wiedziałem, że to anime dla mnie) to jedna z najlepszych kombinacji na linii kino-muzyka. Oczywiście ograniczenie się do jednego tylko gatunku byłoby zbrodnią i tak usłyszymy potoki funku, hardrocka, bluesa, country, ballad rockowych, acid jazzu, partii chóralnych itd. Każdy znajdzie tu coś dla siebie. Fani Pink Floydów znajdą nawet kapitalny cover utworu "On the Run".  Zresztą wystarczy popatrzeć na tytuły odcinków (tu nazywanych sesjami np. Bohemian Rhapsody, Speak Like a Child, My Funny Valentine) by stwierdzić jak mocno twórcy postanowili uczynić z muzyki jednego z pierwszoplanowych bohaterów serii. Udało im się to bez pudła. Nawet ostatnie słowa serialu nawiązują do piosenki Beatlesów. OST nadaje niezwykłej klasy Cowboyowi sprawiając, że jest to anime wyjątkowe. Podzielę się z wami moim ulubionym utworem.

Choć wiedzę o anime mam nikłą to zaryzykuję mocnym stwierdzeniem, że Japończycy nigdy wcześniej, ani później nie stworzyli tak przewrotnie inteligentnego serialu animowanego jak Cowboy Bebop. Zlepek świetnie napisanych postaci, postmodernistycznego grania konwencjami i cudownej oprawy muzycznej powinien uwieść każdego miłośnika X muzy. Nawet przeciwników anime. Bo w końcu warto przełamywać swoje uprzedzenia. Cowboy Bebop to jedno z najlepszych serialowych doświadczeń jakich można zaznać.

2 komentarze:

  1. Szkoda że nie oglądam seriali bo recenzja zachęcająca, anime z dobrą kreska (jak widać na obrazkach) muzyką i fabułą musiało się udać.
    Polecam filmy anime takie jak księżniczka Mononoke i inne autorstwa Hayao Miyazaki

    OdpowiedzUsuń
  2. Szkoda że nie lubię zaczynać nowych seriali bo recenzja zachęca do oglądnięcia, podzielam zdanie autora: nie odstraszająca kreska (jak widać na obrazkach), muzyka i akcja sprawnie połączone to przepis na dobre anime.
    Jesli chodzi o filmy z cyklu anime to polecam księżniczkę Mononoke i inne filmy reżyserii Hayao Miyazaki

    OdpowiedzUsuń