Zawsze zajmującym dla
mnie zjawiskiem był fakt, że czasem
kulturze dzieła o wątpliwej jakości przyczyniają się do podjęcia
dyskusji w jakimś ciekawym celu. Weźcie takie „50 twarzy Greya”, które słusznie
rok temu podniósł kwestie nagości w kinie hollywoodzkim i mainstreamowym, a
raczej jej nadmiar, pustość tego rodzaju przekazów. Na szczęście w przypadku
nowego filmu Zacka Snydera wszystko jest proste. Zarówno jego film jak i
dyskusja wokół niego jest po prostu idiotyczna.
W obawie przed poczynaniami nieposkromionego superbohatera o
boskich rysach i zdolnościach, najznamienitszy obywatel Gotham City, a zarazem
zaciekły strażnik porządku, staje do walki z otaczanym czcią współczesnym
wybawcą Metropolis, podczas gdy świat usiłuje ustalić, jakiego bohatera naprawdę
potrzebuje. Wobec konfliktu, który rozgorzał między Batmanem i Supermanem, na
horyzoncie szybko pojawia się nowy wróg, stawiając ludzkość w obliczu
śmiertelnego niebezpieczeństwa, z jakim jeszcze nigdy nie musiała się mierzyć.
Trudno mi powiedzieć co w tym filmie gra, bo absolutnie
wszystko jest z nim nie w porządku. Myślę że ciekawszym dla was jak i dla mnie
będzie krótkie wyrażenie opinii na temat dyskusji wywołanej w kuluarach na
temat krytyki filmowej po premierze filmu.
Dyskusja niestety jest równie idiotyczna co sam film. Że
niby źli krytycy internetowi niczym
masonerska loża uwzięła się na biednego Zacka Snydera? Proszę Was. W dobie
Internetu, każdy kto posiada konto na Filmwebie jest, albo pretenduje do miana
krytyka filmowego. I naprawdę tłumaczenie
z cyklu „zrobiliśmy film dla widzów, a nie dla nadętych bufonowatych krytyków”
jest po prostu bezsensownym i debilnym tłumaczeniem własnej klęski .
Bo klęska jest ogromna. Niestrawny scenariusz dałoby się
jeszcze jakoś wybronić, no bo wiecie to jednak jest film o gościach w rajtuzach
ratujących świat. Ale patetycznej, masturbującej się reżyserii nie jestem w
stanie wytrzymać. Snyder momentami staje się nawet kimś na wzór komiksowego
dziedzica twórczości Michaela Baya i po prostu zapomina nawet o skromnych
charakterach postaci i rzuca się w odmęt reżyserskiego chaosu.
„Batman V Superman” stara się powrócić do ciemniejszej
natury komiksowych blockbusterów spod znaku trylogii o Mrocznym rycerzu
Christophera Nolana. Ale to po prostu się nie udaje. Snyder ma po pierwsze zbyt
kiepski materiał źródłowy, a po drugie ma za małe umiejętności czysto
reżyserskie. Więc film mknie wśród beznadziei i sztucznej dramy, a widzowie po
prostu odliczają czas do końca.
Jest tutaj w tej całej kupie gnoju, jeden pozytywny element,
a jest nim Ben Affleck. Jego Batman jest naprawdę dobry i ciekawy, zbliżony oryginałowi.
Potępiony przedwcześnie przez internet aktor dobrze oddaje charakter postaci i
jej wyrazistość. Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że Affleck w solowym filmie o
Batmanie będzie pełnił również rolę scenarzysty i reżysera. Jestem z tego powodu zadowolony, widać że
chłop ma pasje i pała chęcią do tego projektu, więc czemu nie?
Reszta to niestety typowa, absolutnie nic niewnosząca
popelina. Oglądacie tylko na własną odpowiedzialność.
Ocena: 2/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz