środa, 13 kwietnia 2016

Batman V Superman: Świt Sprawiedliwości -Zmierzch jakości.



Zawsze zajmującym dla mnie zjawiskiem był fakt, że czasem  kulturze dzieła o wątpliwej jakości przyczyniają się do podjęcia dyskusji w jakimś ciekawym celu. Weźcie takie „50 twarzy Greya”, które słusznie rok temu podniósł kwestie nagości w kinie hollywoodzkim i mainstreamowym, a raczej jej nadmiar, pustość tego rodzaju przekazów. Na szczęście w przypadku nowego filmu Zacka Snydera wszystko jest proste. Zarówno jego film jak i dyskusja wokół niego jest po prostu idiotyczna.



W obawie przed poczynaniami nieposkromionego superbohatera o boskich rysach i zdolnościach, najznamienitszy obywatel Gotham City, a zarazem zaciekły strażnik porządku, staje do walki z otaczanym czcią współczesnym wybawcą Metropolis, podczas gdy świat usiłuje ustalić, jakiego bohatera naprawdę potrzebuje. Wobec konfliktu, który rozgorzał między Batmanem i Supermanem, na horyzoncie szybko pojawia się nowy wróg, stawiając ludzkość w obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa, z jakim jeszcze nigdy nie musiała się mierzyć.

Trudno mi powiedzieć co w tym filmie gra, bo absolutnie wszystko jest z nim nie w porządku. Myślę że ciekawszym dla was jak i dla mnie będzie krótkie wyrażenie opinii na temat dyskusji wywołanej w kuluarach na temat krytyki filmowej po premierze filmu.

Dyskusja niestety jest równie idiotyczna co sam film. Że niby źli krytycy internetowi  niczym masonerska loża uwzięła się na biednego Zacka Snydera? Proszę Was. W dobie Internetu, każdy kto posiada konto na Filmwebie jest, albo pretenduje do miana krytyka filmowego.  I naprawdę tłumaczenie z cyklu „zrobiliśmy film dla widzów, a nie dla nadętych bufonowatych krytyków” jest po prostu bezsensownym i debilnym tłumaczeniem własnej klęski .

Bo klęska jest ogromna. Niestrawny scenariusz dałoby się jeszcze jakoś wybronić, no bo wiecie to jednak jest film o gościach w rajtuzach ratujących świat. Ale patetycznej, masturbującej się reżyserii nie jestem w stanie wytrzymać. Snyder momentami staje się nawet kimś na wzór komiksowego dziedzica twórczości Michaela Baya i po prostu zapomina nawet o skromnych charakterach postaci i rzuca się w odmęt reżyserskiego chaosu.

„Batman V Superman” stara się powrócić do ciemniejszej natury komiksowych blockbusterów spod znaku trylogii o Mrocznym rycerzu Christophera Nolana. Ale to po prostu się nie udaje. Snyder ma po pierwsze zbyt kiepski materiał źródłowy, a po drugie ma za małe umiejętności czysto reżyserskie. Więc film mknie wśród beznadziei i sztucznej dramy, a widzowie po prostu odliczają czas do końca.

Jest tutaj w tej całej kupie gnoju, jeden pozytywny element, a jest nim Ben Affleck. Jego Batman jest naprawdę dobry i ciekawy, zbliżony oryginałowi. Potępiony przedwcześnie przez internet aktor dobrze oddaje charakter postaci i jej wyrazistość. Dzisiaj dowiedzieliśmy się, że Affleck w solowym filmie o Batmanie będzie pełnił również rolę scenarzysty i reżysera.  Jestem z tego powodu zadowolony, widać że chłop ma pasje i pała chęcią do tego projektu, więc czemu nie?

Reszta to niestety typowa, absolutnie nic niewnosząca popelina. Oglądacie tylko na własną odpowiedzialność.
Ocena: 2/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz