Twórczość
Fritza Langa, austriackiego reżysera można podzielić na dwa wyraźne okresy.
Pierwszy to niemiecki gdy tworzył w kraju naszych zachodnich sąsiadów. Zaczynał
przygodę z kinematografią na przełomie lat 10 i 20 XXw. gdy kino nieme było w
swoim szczycie. Drugi to amerykański. Lang opuścił Niemcy w 1934r. zaraz po
propozycji jaką otrzymał od Josepha Goebbelsa by objąć stanowisko szefa studia
wytwórczego UFA (Universum Film AG). Odrzucił ofertę ze względu na propagandowy
charakter produkowanych tam filmów. Osiadł w Stanach gdzie kręcił do swojej
śmierci. Ciekawe jest obserwowanie rozwoju kina na podstawie twórczości Langa.
Ja sam jestem większym fanem jej amerykańskiej części znacznie przystępniejszej
dla widza, ale nie tak rewolucyjnej jak niemiecka.
Twórca Metropolis znakomicie odnalazł się w USA. Szczególnie upodobał sobie gatunek noir w którym w latach 40 stworzył kilka znaczących produkcji np: Kobieta w oknie. Nie powinno to dziwić wszakże czarny kryminał garściami czerpie z nurtu niemieckiego ekspresjonizmu którego to Austriak był jednym z pionierów. Na pierwszy sukces artystyczny za oceanem nie trzeba było jednak czekać do lat 40. Właściwie od razu reżyser dał pokaz swoich umiejętności.
Pierwszym dziełem na gruncie amerykańskim był film Fury (polski tytuł "Jestem niewinny") z 1936r. ze Spencerem Tracy i Sylvią Sidney w rolach głównych. Ta budząca emocje historia niewinnego człowieka brutalnie zlinczowanego przez rozwścieczony motłoch potwierdziła, że Lang był znakomitym obserwatorem ludzkich zachowań. Reżyser rozwija w niej tropy, które mogliśmy już obserwować w słynnym M-Morderca z 1931r. Tam badał reakcje, sposoby działania społeczeństwa na zagrożenie w postaci grasującego w mieście pedofila. Jednakże nie zagłębiał się konkretnie w żaden temat tylko kreślił kilka. W Fury jest już inaczej. Europejczyk daje wyraz swojej fascynacji psychologią tłumu.
Joe Wilson
(Spencer Tracy) to ubogi amerykański everyman radzący sobie ze skutkami
Wielkiego Kryzysu. Dzięki wytrwałości i pracowitości zdobywa pieniądze na
podróż do ukochanej Katherine Grant (Sylvia Sidney). W trakcie wyprawy zostaje
omyłkowo wzięty za podejrzanego w sprawie porwania i osadzony w więziennej
celi. Wieść szybko rozchodzi się w miasteczku Strand. Ludzie natychmiast
podchwytują ta informację i przekazują ją dalej z coraz bardziej wymyślnymi i
fałszywymi szczegółami. Film dobrze też pokazuje mechanizm kształtowania się
plotki. Wzburzeni mieszkańcy chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Podjudzeni przez
miejscowego cwaniaczka już jako bezmyślna tłuszcza atakują lokalną siedzibę
szeryfa i podpalają więzienie z osadzonym Wilsonem. Zatrważający jest wyraz
satysfakcji na ich twarzach gdy obserwują uwięzionego aresztanta w pułapce bez
wyjścia. Lang podobnie jak francuski filozof Le Bon portretuje tłum jak twór
anormalny i irracjonalny z łatwością ulegający najróżniejszym sugestią.
Pokazuje ludzi tracących zdolność racjonalnego myślenia oraz dających się ponieść pewnemu kierunkowi.
Prawo w osobie szeryfa okazuje się bezsilne w starciu z niszczycielską mocą
hołoty. Dostaje się także politykom, którzy nie wykorzystali możliwości
wysłania Gwardii Narodowej by uspokoiła sytuację. Zamiast tego umyli ręce
bardziej przejmując się nadchodzącymi wyborami. "Społeczeństwo nie jest
doskonałe". Tak stwierdza któryś z bohaterów. Ironia Langa jest
rozbrajająca. Jakiś czas później mieszkańcy dowiadują się, że Wilson był niewinny, ponieważ
złapano prawdziwych porywaczy. Obywatele Strand zbywają tę informację. Wolą
udawać, że nic nie stało niż okazać odrobinę skruchy. Zero taryfy ulgowej ze strony reżysera.
Postać
Wilsona nie jest tak jednoznaczna jak mogłoby się wydawać. Naznaczony przez
społeczeństwo cudem uchodzi żywy z ognia. Staje się chodzącym pragnieniem
zemsty. Obsesja niszczy jego życie. Nie chcę odnaleźć ukochanej. Woli odegrać
się na ludziach, którzy chcieli go zabić. Często wybucha gniewem. Spencer Tracy
kojarzony z ról pozytywnych bohaterów radzi sobie z tą przemianą udowadniając po raz kolejny,
że jest wielkim aktorem. Wciąż czuć, że to ta sama osoba tylko zmieniona przez
niesprawiedliwe zdarzenie.
Być może
producenci przestraszyli się tak zajadłego i bezkompromisowego ataku na
narodowe poczucie sprawiedliwości bo wymusili zmianę zakończenia. Faktem jest,
że łopatologiczno - banalny finał nie przystoi do agresywnego tonu jakim prowadzony
jest cały film. Pozostaje tylko żałować, że Lang nie mógł w pełni zrealizować
swej wizji.
Wciąż Fury
pozostaje kawałem wyrazistego dramatu kreślącego przejmujący obraz tragedii
człowieka rzuconego w szpony bezmyślnego tłumu. Austriacki reżyser po raz kolejny
udowodnił, że jest prawdziwym wizjonerem tworząc film wyprzedzający swoje
czasy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz