poniedziałek, 16 listopada 2015

"Społeczeństwo nie jest doskonałe."

Twórczość Fritza Langa, austriackiego reżysera można podzielić na dwa wyraźne okresy. Pierwszy to niemiecki gdy tworzył w kraju naszych zachodnich sąsiadów. Zaczynał przygodę z kinematografią na przełomie lat 10 i 20 XXw. gdy kino nieme było w swoim szczycie. Drugi to amerykański. Lang opuścił Niemcy w 1934r. zaraz po propozycji jaką otrzymał od Josepha Goebbelsa by objąć stanowisko szefa studia wytwórczego UFA (Universum Film AG). Odrzucił ofertę ze względu na propagandowy charakter produkowanych tam filmów. Osiadł w Stanach gdzie kręcił do swojej śmierci. Ciekawe jest obserwowanie rozwoju kina na podstawie twórczości Langa. Ja sam jestem większym fanem jej amerykańskiej części znacznie przystępniejszej dla widza, ale nie tak rewolucyjnej jak niemiecka.



Twórca Metropolis znakomicie odnalazł się w USA. Szczególnie upodobał sobie gatunek noir w którym w latach 40 stworzył kilka znaczących produkcji np: Kobieta w oknie. Nie powinno to dziwić wszakże czarny kryminał garściami czerpie z nurtu niemieckiego ekspresjonizmu którego to Austriak był jednym z pionierów. Na pierwszy sukces artystyczny za oceanem nie trzeba było jednak czekać do lat 40. Właściwie od razu reżyser dał pokaz swoich umiejętności.

Pierwszym dziełem na gruncie amerykańskim był film Fury (polski tytuł "Jestem niewinny") z 1936r. ze Spencerem Tracy i Sylvią Sidney w rolach głównych. Ta budząca emocje historia niewinnego człowieka brutalnie zlinczowanego przez rozwścieczony motłoch potwierdziła, że Lang był znakomitym obserwatorem ludzkich zachowań. Reżyser rozwija w niej tropy, które mogliśmy już obserwować w słynnym M-Morderca z 1931r. Tam badał reakcje, sposoby działania społeczeństwa na zagrożenie w postaci grasującego w mieście pedofila. Jednakże nie zagłębiał się konkretnie w żaden temat tylko kreślił kilka. W Fury jest już inaczej. Europejczyk daje wyraz swojej fascynacji psychologią tłumu.

Joe Wilson (Spencer Tracy) to ubogi amerykański everyman radzący sobie ze skutkami Wielkiego Kryzysu. Dzięki wytrwałości i pracowitości zdobywa pieniądze na podróż do ukochanej Katherine Grant (Sylvia Sidney). W trakcie wyprawy zostaje omyłkowo wzięty za podejrzanego w sprawie porwania i osadzony w więziennej celi. Wieść szybko rozchodzi się w miasteczku Strand. Ludzie natychmiast podchwytują ta informację i przekazują ją dalej z coraz bardziej wymyślnymi i fałszywymi szczegółami. Film dobrze też pokazuje mechanizm kształtowania się plotki. Wzburzeni mieszkańcy chcą wziąć sprawy w swoje ręce. Podjudzeni przez miejscowego cwaniaczka już jako bezmyślna tłuszcza atakują lokalną siedzibę szeryfa i podpalają więzienie z osadzonym Wilsonem. Zatrważający jest wyraz satysfakcji na ich twarzach gdy obserwują uwięzionego aresztanta w pułapce bez wyjścia. Lang podobnie jak francuski filozof Le Bon portretuje tłum jak twór anormalny i irracjonalny z łatwością ulegający najróżniejszym sugestią. Pokazuje ludzi tracących zdolność racjonalnego myślenia  oraz dających się ponieść pewnemu kierunkowi. Prawo w osobie szeryfa okazuje się bezsilne w starciu z niszczycielską mocą hołoty. Dostaje się także politykom, którzy nie wykorzystali możliwości wysłania Gwardii Narodowej by uspokoiła sytuację. Zamiast tego umyli ręce bardziej przejmując się nadchodzącymi wyborami. "Społeczeństwo nie jest doskonałe". Tak stwierdza któryś z bohaterów. Ironia Langa jest rozbrajająca. Jakiś czas później mieszkańcy dowiadują się, że Wilson był niewinny, ponieważ złapano prawdziwych porywaczy. Obywatele Strand zbywają tę informację. Wolą udawać, że nic nie stało niż okazać odrobinę skruchy. Zero taryfy ulgowej ze strony reżysera.
Postać Wilsona nie jest tak jednoznaczna jak mogłoby się wydawać. Naznaczony przez społeczeństwo cudem uchodzi żywy z ognia. Staje się chodzącym pragnieniem zemsty. Obsesja niszczy jego życie. Nie chcę odnaleźć ukochanej. Woli odegrać się na ludziach, którzy chcieli go zabić. Często wybucha gniewem. Spencer Tracy kojarzony z ról pozytywnych bohaterów radzi sobie z tą przemianą udowadniając po raz kolejny, że jest wielkim aktorem. Wciąż czuć, że to ta sama osoba tylko zmieniona przez niesprawiedliwe zdarzenie.
  
Być może producenci przestraszyli się tak zajadłego i bezkompromisowego ataku na narodowe poczucie sprawiedliwości bo wymusili zmianę zakończenia. Faktem jest, że łopatologiczno - banalny finał nie przystoi do agresywnego tonu jakim prowadzony jest cały film. Pozostaje tylko żałować, że Lang nie mógł w pełni zrealizować swej wizji.

Wciąż Fury pozostaje kawałem wyrazistego dramatu kreślącego przejmujący obraz tragedii człowieka rzuconego w szpony bezmyślnego tłumu. Austriacki reżyser po raz kolejny udowodnił, że jest prawdziwym wizjonerem tworząc film wyprzedzający swoje czasy.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz