To, iż seriale przestały być medium dla kobiet z
przedmieścia, wiedzą już chyba nawet najzagorzalsi malkontenci. Mimo
tego, że żyjemy w dobie Waltera White’a, Franka Underwooda, zombie i
smoków, to uważam, iż telewizja jest obecnie w okresie, w jakim kino
popularne było w latach 80., czyli świetne, klimatyczne produkcje
okraszone jednak sporą dawką kiczu, przesady, nie mówiąc już o
przeciąganiu „życia” niektórych tytułów w sztuczny sposób. Są to seriale
często gloryfikujące do granic możliwości protagonistów i opierające
swoją fabułę właśnie na nich. Jednocześnie są one hołdem dla kina, jego
pierwotnej organicznej formy, starając się być młodszym bratem X muzy.
Seriale te są znakomicie napisane i zagrane, lecz jednak moim zdaniem
telewizja swoje najlepsze owoce zaserwowała nam na początku XXI wieku,
za sprawą trzech produkcji: Deadwood, The Wire i Sopranos.
"Kino jest najbardziej perwersyjną ze sztuk nie daje ci tego, czego pożądasz, ale mówi jak pożądać."-Slavoj Zizek
piątek, 25 marca 2016
wtorek, 22 marca 2016
Syn Szawła, Na skrzyżowaniu wichrów-Modern Holocaust
Na przełomie kliku
ostatnich miesięcy w Polsce miały premierę dwa filmy dotyczące tematyki
holocaustu. Są to przedstawiciele kina arthouseowego, choć taki „Syn Szawła”
otrzymał sporo komercyjnych nagród wliczając w to Oscara dla najlepszego
zagranicznego filmu. Warto porównać te
filmy nie tylko ze względu na tematykę, ale także na pewne ramy stylistyczne
które cechuje obydwa obrazy.
poniedziałek, 14 marca 2016
Kwaidan, czyli nieprzemijalny czar skostniałego folkloru
Nie będę ukrywał, że
mam do kina japońskiego sporą słabość i darzę je szczególnym szacunkiem.
Towarzyszy mi od początków mojego świadomego obcowania z filmem i nie przestaje
zaskakiwać swoim nieskończonym bogactwem, nieopisaną artystyczną inwencją oraz
uniwersalnością komunikatu, jaki zawsze ze sobą niesie. Oczywiście nie jestem w
tym osamotniony, mało co w historii sztuki filmowej może się chwalić takim
stopniem uznania i rozpoznawalności jak właśnie dzieła artystów z dalekiego
wschodu. Czy to będzie Kurosawa ze swoją warsztatową maestrią i zdolnością dotarcia
do widzów z całego świata nie rezygnując z wiekowych tradycji kulturowych, pochodzących
chociażby z teatru kabuki, czy też Ozu ze swoją bogatą w konteksty społeczne
prozą życia, czy jak nikt inny igrający z poetyką snu, a mimo to wdzięcznie
zdroworozsądkowy Mizoguchi – to bez wyjątków twórcy wybitni, a ich filmy słusznie
zapisały się złotymi zgłoskami w historii kina. Dziś postanowiłem opisać moje
wrażenia po zapoznaniu się z równie wyjątkowym dziełem autorstwa równie
nietuzinkowego twórcy, które jednak jak sądzę zasługuje na dużą większa rozpoznawalność
i uwagę niż taka, jaką zdaję się cieszyć teraz.
sobota, 12 marca 2016
Carol-Przeminęło z wiatrem
Stylowy melodramat to
w dzisiejszych czasach oksymoron. Todd Haynes jednak głośno grzmi z
reżyserskiej ambony, że to nie prawda i serwuje nam niezłą gatunkową przewrotną
satyrę. Do tego podpina pod swój obraz obecną modę na klimaty lat 50-60.
Amerykanin nie boi się iść na całość, tak samo jak widz nie powinien bać się
seansu, bo zaiste jest w właściwych rękach.
wtorek, 1 marca 2016
Lobster - Zagrożone gatunki
Najbardziej cenię
sobie w kinie dwie rzeczy: intymność przekazu oraz koncepcje. Jeżeli koncepcja będzie świetna, to kupię
nawet komedie romantyczną. Wszystko leży
w tym, jak reżyser widzi swój obraz. Oglądając „Lobstera” byłem zachwycony,
ponieważ opowieść obierała coraz to nowe koncepcje z częstotliwością co 15
minut. Ale daleko temu film od przydomka „dziwny”, czy może jak to mówią adepci
kina: „Lynchowski”. „Lobster” to przede wszystkim dramat i to cholernie
unikalny. Zapraszam na recenzje filmu, w którym między innymi Colin Farell gra
rolę życia, a ludzie zamieniają się w zwierzęta.
Subskrybuj:
Posty (Atom)