Jeżeli przypomnicie
sobie liceum to według zasady klasycznego dramatu, akcja tragedii powinna się
dziać w ciągu jednej doby. Sebastian Schipper czyli reżyser „Victorii” wydaje
się być cwaniakiem, bo w swoim najnowszym filmie twierdzi, że podobny dramat
jest w stanie nakreślić w pół dnia. A konkretnie na przełomie dnia i nocy. Jest
to ciekawa artystyczna teza, która na dodatek jest odznaczona ciekawym
formalnym eksperymentem. No i niestety dla mnie forma w „Victorii” przysłania
resztę.
Pisząc o
„Victorii” należy przede wszystkim skupić się na jej eksperymentalnej
formie. Otóż cały film został nakręcony jednym
ujęciem. I to nie jest tak jak w
przypadku „Birdmana”, gdzie wydaje się, że film jest zrobiony w jednym ujęciu.
U Schippera rzeczywiście wszystko jest nagrane gładko z ręki za pierwszym
razem. Niemiecki reżyser chwali się w wywiadach, że potrzebował trzech prób do
tego. Wszystkie zostały ukończone. Potem została wybrana najlepsza wersja.
Drugą
nietypową rzeczą jest absolutny brak scenariusza. Dobra może nie całkowity
brak. Skrypt do „Victorii” liczył sobie
niecałe 12 stron i zawierał tylko przebieg fabuły. Tak jest w scenariuszu brak
jakichkolwiek dialogów. Wszystkie kwestie postaci zostały zaimprowizowane przez
młodych aktorów wcielających się w ich rolę. Schipper tłumaczy ten zabieg
dwiema kwestiami. Pierwsza jest taka, iż nie chciał rozpraszać nadmiernie
aktorów podczas bądź co bądź ekstremalnego procesu filmowania, gdzie wszystko
musiało być dopięte na ostatni guzik. Druga przyczyna to z kolei strach niemieckiego reżysera przed
pisaniem kwestii dla 19-20latków. Jak sam tłumaczy nie chciał, aby to wszystko
wyglądało pretensjonalnie.
I zabieg się
udał. „Victorii” daleko od pretensjonalności. Film Niemca oferuje nowe
spojrzenie na przetarty już gatunek heist movie i przez ciekawe wyżej
wymienione motywy potrafi zaskoczyć widza świeżością. Szkoda tylko, że z
drugiej strony film jest ograniczony przez swoją konwencje. Dialogi wynyślane
„na szybko” rodzą dziury fabularne,
często tak rozległe, że nie sposób przy oglądaniu nie pacnąć się w głowę z
politowaniem. Z kolei dziury fabularne rodzą nieścisłości w portretach
psychologicznych postaci i nie byłoby to takie złe, gdyby nie fakt….
….Że film
przez pierwszą połowę skrupulatnie buduje ich portery. Zanim przejdziemy do
konkretów, „Victoria” zaoferuje nam godzinę siermiężnej próby sportretowania
obecnego pokolenia młodych ludzi, dokonanych przez nich samych (sic!). Aktorzy
niby czują sens tego co robią i nie
wdają się w długie dysputy nad swoim życiem, nie rzucają też żadnymi
nawiązaniami do pisarzy, filmów, czy też socjologów. Ale mimowolnie przez
godzinę klepią zwyczajne kwestie, które możemy usłyszeć wszędzie. Niby można to
podciągnąć pod formę dokumentu, ale w takim razie otrzymamy bardzo nudny
dokument.
W tym
wszystkim blednie nam postać naszej tytułowej Victorii. Na początku myślimy, że
to zahukane dziewczę wplątuję się w takie problemy z powodu samotności , a także chorobliwej wręcz potrzeby przeżycia
czegoś. Potem dochodzi oczywiście ślepa miłość. Jeszcze później możemy dojrzeć
u niej elementy socjopatii. Z biegiem filmu tracimy kontakt z nią i staje się
widzowi po prostu obojętna. Schipper w dalszej części filmu nie kwapi się, aby
naprowadzić naszą protagonistkę na właściwe fabularne tory. Jakby psychologia,
która była budowana przez godzinę filmu, zupełnie go nie obchodziła.
Film staje
się znacznie ciekawszy, kiedy skręca w stronę niekonwencjonalnego heist movie.
Czego my wtedy nie mamy? Makabreska Cohenów, pastisz gatunku a’la wczesny Tarantino, powalający realizm
ewokujący nowo falowe rozwiązania, duch Michaela Manna. Z tej ciekawej
układanki Sebastian Schipper wreszcie formułuje film, który nie jest
przyćmiewany formą, ale znakomicie z nią współgra i wciąga widza w każdą scenę
niczym u Hitchcocka.
„Victoria”
to ciekawy kolaż, którego niektóre elementy działają, a którego nie. Film przypomina sam napad.
Konstrukcja na papierze wygląda dobrze, ale kiedy przychodzi co do czego to
niektóre elementy się sypią. Chyba jednak nie o to tutaj chodziło
Ocena:6/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz