wtorek, 22 grudnia 2015

Pentameron- Baśniowe „Pulp Fiction”



Zewsząd się słyszy, że kino przestało umieć dobrze opowiadać baśnie. Jeżeli już raz się uda to seria zostaje szybko zamieniona w maszynkę do robienia pieniędzy. Niby kiedyś też tak było, ale gdzieś tam pod toną zielonych papierków z podobizną George’a Washingtona pobrzmiewało echo artyzmu i twórczej niezależności. Dzisiaj tego już nie ma. Lecz chwila moment na horyzoncie pojawia się Matteo Garrone i jego najnowszy film „Pentameron”.


Wszystko zaczyna się od wyprawy po serce morskiego potwora. Zaborcza i wyniosła królowa (Salma Hayek) gotowa jest poświęcić niejedno życie, żeby osiągnąć swój cel – urodzić upragnionego syna. Popadający w szaleństwo nieobliczalny król (Toby Jones) oddaje rękę swojej pięknej i niewinnej córki zdeformowanemu olbrzymowi. Dwie tajemnicze siostry zabiegają o względy lubieżnego władcy (Vincent Cassel). Stawką są wieczna młodość i nieustające piękno, ale wygrać może tylko jedna z nich. W każdym człowieku kryje się potwór. A miłość, piękno i marzenia mają swoją wysoką cenę.

"Pentameron" to luźny fabularnie zlepek trzech różnych opowieści, które na pierwszy rzut oka się nie łączą. Widz nauczony współczesnego kina na siłę będzie szukać fabularnych korelacji pomiędzy historiami o zazdrosnej matce, królu fircyku oraz o niekochanej córce. Na szczęście film przyjmuje trochę inną taktykę. Cały czas prowadzi trzy opowieści swoimi torami fabularnymi, nie bawiąc się nawet w nawiązania, czy takie chwyty jak np.: historia szkatułkowa. Dopiero na końcu  Garrone związuje je wszystkie nieco niedbale, co dla niektórych może się okazać wadą filmu lecz nie dla mnie.


Historie nie są jednak pozbawione wspólnego przesłania. Łączą się na płaszczyźnie tematycznej. Wszystkie historie mówią o akceptacji swoich ról nadanych nie tylko przez realia historyczne opowieści, ale także i przez życie. I tak księżniczka musi zaakceptować fakt, że jej życie będzie podporządkowane mężczyźnie, z kolei matka uczy się, że nie może trzymać wiecznie przy sobie swojego syna. Z kolei na drugim biegunie filmu starsze panie walczą z bezpowrotnym upływem czasu i ich piękna. „Pentameron” porusza wszystkie te tematy z swobodą i bez nadęcia, zachowując przy tym moralizatorską otoczkę baśniową. To duży plus.

Kolejnym plusem jest nie banie się humoru. „Pentameron” jest oparty na bajkach dla trochę wyrośniętych dzieci. Nie czytałem oryginału, ale w miarę domyślam się jak to mogło wyglądać i myślę, że to samo widzimy na ekranie. Momenty czasem trudne emocjonalnie wręcz dołujące zostają szybko rozwiązane poprzez genialne użycie humoru. Często jest to humor sytuacyjny. Praktycznie wcale nie występuje tu humor kontekstowy, co sprawia, iż nie tylko znawcy klimatów będą się śmiać. Żarty są nieprzyzwoite, ale też i utrzymują lekką konwencje baśniową co sprawia że jeszcze lepiej się dopasowują do filmu.

Jako że w obsadzie gości trochę znanych nazwisko należałoby się wywiązać z obowiązku dziennikarskiego i wspomnieć o nich. Tylko, że w tym wypadku trudno o nich cokolwiek napisać, ponieważ spektakl kradną gwiazdy drugoplanowe. Ale powoli. Z trójkąta Hayek-Cassel-Jones najbardziej wyróżnia się Cassel. Tylko, ze mam dziwne przeczucie że po prostu on jest sobą.  Mówimy w końcu o człowieku, który zaciągnął do łóżka Monicę Bellucci! Więc kiedy jego rola ogranicza się tylko do uwodzenia kobiet, to mam wrażenie iż Vincent nawet nie musiał się uczyć kwestii. Hayek z kolei bez dekoltu traci sporo na swoim aktorstwie. Tutaj jest niemrawa i nie do końca wie co zrobić z swoja postacią.  Na tle swoich kolegów w miarę dobrze wygląda Toby Jones, który gra swoją charyzmą i niebywała urodą co jest prostym rozwiązaniem, ale skutecznym.


Lecz jednak i tak spektakl dla siebie kradnie Bebe Cave w roli Violet. Jako księżniczka , która tęsknie wyczekuje za swoim królewiczem sprawnie gra wszelkimi archetypami tego typu postaci, jednocześnie  oryginalnie wnosi pomysły i wizję Garrone do jej postaci. Należy zapamiętać jej nazwisko, bo dziewczyna już teraz sporo umie.

W tytule użyłem porównania do legendarnego filmu Quetntina Tarantino.  „Pentameronowi” sporo brakuje zarówno do podobnej rangi w historii popkultury jak i do filmu tej skali. Lecz jest to zapewne intrygujący zrealizowany z pomysłem kolaż konwencji baśniowej jak i dzisiejszych standardów kina rozrywkowego. Jak dla mnie jedno z lepszych zaskoczeń tego kończącego się już roku 2015.

Ocena:7/10

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz