środa, 28 października 2015

Wampirycznego kina powrót do korzeni

Historia wampirycznego mitu w kinie jest niemal tak stara jak sam kinematograf. Od pierwszego cienia grozy rzuconego przed oczy publiczności w ekspresjonistycznej Symfonii Grozy Friedricha Wilhelma Murnaua, przez surrealistycznego Dreyera, najbardziej zakorzenione w popkulturze przeboje wytwórni Hammer z Christopherem Lee w roli Draculi, po już na prawdę niekonwencjonalne wizje jak weneryczny body horror połączony z homoerotycznym melodramatem w Zagadce Nieśmiertelności Tony'ego Scotta czy też mniej pochlebne harlequiny skierowane do nastolatków, które również z niewytłumaczalnych powodów miały swoich zwolenników w ostatnich latach. Można by rzecz - jakie czasy, takie wampiry.

Nie każdy jednak płynął głównym nurtem i podążał za trendami, i gdy w kinie amerykańskim przełamywano granice przyzwoitości, solidaryzowano się z upadłym ruchem hipisowskim i odświeżano romantyczne ideały bohaterów w Kinie Nowej Przygody, wybitny reżyser z RFN - Werner Herzog ze skromniejszym budżetem wyszedł naprzeciw duchowi czasu i wrócił do tradycji filmu niemego ze szczególnym uwzględnieniem niemieckiego ekspresjonizmu, tym samym tworząc swoje arcydzieło gatunku grozy.

Nosferatu wampir, bo taki jest tytuł tego dzieła, reżyser nakręcił z wrażliwością swojego wewnętrznego dokumentalisty. Jego warsztat może nie imponować pod względem estetycznym, jednak należy pamiętać, że twórca Fitzcarraldo to fachowiec, doskonale wiedzący czego chce i zapewne będzie to zauważalne dla każdego, kto bliżej przyjrzy się jego dziełom i zauważy charakterystyczne dla jego stylu elementy. Widz i jego komfort oglądania nie są priorytetem Wernera, a często dąży do czegoś zupełnie przeciwnego, w szczególności tutaj. Jest to obraz wyjątkowo surowy i  ascetyczny formalnie, by nie powiedzieć niechlujny - kadry z mocno nasyconymi barwami, ale nieszablonowo zagospodarowane i nietypowo oświetlone, montaż szarpany i miejscami niemalże losowy, aktorzy też dość dziwnie poprowadzeni, na pewno nie zachowują  się jak w szerokim rozumieniu zupełnie zrównoważeni ludzie (wart odnotowania jest niepokojący Roland Topor w roli Renfielda, specyficzna gra częściowo zaimprowizowana przez aktora bardzo się reżyserowi spodobała). Jednak taką okrężną drogą Niemiec wprowadza widza w niepowtarzalny, łudzący nastrój, w świat w którym nic nie układa się tak jak tego oczekujemy. Świat ludzi pozornie tak oświeconych, ale jednak nieswojo czujących się w swojej rzeczywistości, w której z każdego zakamarka wygląda niepewność. To coś - nieuchwytne, niewytłumaczalne, czego chcieli się pozbyć za pomocą czystej potęgi rozumu i nauki.


Ów scjentyzm, charakterystyczny dla epoki jest poddany obszernej wiwisekcji przez Herzoga w portretach takich postaci jak karykaturalny Van Helsing będący właściwie uosobieniem oświeceniowego racjonalizmu. Obraz wzorcowej XIX-wiecznej społeczności jest jak najbardziej zgodny z oryginalną powieścią Brama Stokera, którą film wystarczająco wiernie adaptuje z małymi uproszczeniami i dostosowaniem miejsca akcji do warunków kręcenia, koniec końców nie mających znaczenia dla sedna opowiadanej historii. Pojawiają się znane już z książki motywy wpływu metafizycznych wydarzeń wkradających się w codzienność na ułożone społeczeństwo i sytuacji kobiety w tej epoce (w filmie Herzoga wątek feministyczny nie jest stricte związany z seksualnością jak np. w Draculi Coppoli, a bardziej z samopoświęceniem bohaterki, którego dokonuje z poczucia odpowiedzialności wobec tych samych ludzi, którzy przecież zniewolili ją w wiktoriańskich konwenansach), jednak reżyser Stroszka dodaje też sporo od siebie. Rozwija problem wpływu epidemii spowodowanej przez wampira na zachowania ludzi. Mieszczanie zostają całkowicie zezwierzęceni i sprowadzeni do pierwotnych instynktów. Reżyser nie boi się upraszczać obrazu do banalnego, acz wymownego turpizmu pokazując świnię załatwiającą swoje potrzeby na środku opustoszałego rynku. Jednak w przeciwieństwie do większości dzieł traktujących o mniejszych lub większych apokalipsach, jej kulminacją nie jest zbiorowa panika i histeria. Jest nią pławienie się w hedonizmie, co jest w moim odczuciu znacznie bardziej rzeczywistą wizją ostatnich chwil ludzkości. Niezwykle wymowną jest oniryczna sekwencja, w której całkowicie zrezygnowana bohaterka przed podjęciem decyzji o ofiarowaniu siebie spaceruje po wymierającym centrum miasta i przyłącza się do wystawnej uczty wśród martwych ciał i rozmnażających się szczurów.

Więc znamy już kilka powodów, dla których można tak jak ja zakochać się w wizji Herzoga. Bo niesamowity, gotycki klimat nawiązujący do dzieł ekspresjonistów, bo towarzyszące nam uczucie błądzenia w dość mglistej formie narracji, bo komentarz społeczny, ludzie wobec zagrożenia, wszystko w duchu powieści Stokera. Czy to samo w sobie nie jest już pełnoprawnym artystycznym przeżyciem? Co jeszcze może być wartego zapamiętania? Ano jest tu przecież ten tytułowy wampir, źródło konfliktu w całej opowieści. Pomijając dość fantazyjny wygląd potwora inspirowany "szponiastą" aparycją Maxa Schrecka w wersji Murnaua i fenomenalną kreację "ulubionego" współpracownika Herzoga - obecność tej niezwykłej postaci jest wyczuwalna od pierwszych sekund filmu. Jest obecny, gdy główny bohater zostawia ukochaną i opuszcza cywilizowany świat, by spotkać się z tajemniczym hrabią. Jest obecny, gdy tenże bohater błądzi po krętych ścieżkach słowackich Tatr. Jest obecny, gdy zwiedzamy opustoszałą posiadłość wampira w komplecie z echem mrocznych wieków i tajemniczym dzieckiem przerywającym ciszę dźwiękiem skrzypiec. I oczywiście jest też obecny, gdy Klaus Kinski we własnej osobie pojawia się na ekranie. W jego postaci najbardziej przerażająca jest chyba jego nieprzewidywalność, ale to nie groza jest tu najistotniejszym elementem. Jest nim tragizm potwora skazanego na nieśmiertelność, nie mogącego zaznać nigdy prawdziwej miłości, a jedynym dla niego ukojeniem może być odwrócenie tego uczucia przeciwko jemu samemu. Postać ta nie pojawia się na ekranie zbyt długo, jednak gdy już go widzimy, Kinski robi wszystko, żebyśmy nie mogli na moment odwrócić od niego wzroku.

Szorstka i surowa wizja Herzoga może nie być do przetrawienia dla każdego, jednak dla mnie pozostaje najbardziej autentyczną i ludzką analizą mitu wampirycznego i jego implikacji. Ale jest również czymś znacznie więcej, przez co jestem pewny, że każdy może na jakiejś płaszczyźnie film Nosferatu wampir docenić. Może to nie najwybitniejszy ani najbardziej wartościowy z filmów Niemca, ale zostawił piętno na tradycji gatunku horroru przywracając niemiecki ekspresjonizm do łask i będąc równocześnie dziełem ze wszech miar oryginalnym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz