czwartek, 29 października 2015

Liniowa sekwencja strachów część 2


We Francji niedługo wybuchnie rewolucja filmowa. Nadejdzie nowa fala. Młodzi twórcy odrzucą stare kinowe ideały i zaczną szukać nowych rozwiązań. Jednak tacy reżyserzy jak Jacques Becker, Robert Bresson, Jean-Pierre Melville czy Henri-Georges Clouzot dalej będą pracować w swoim stylu.
 
"Bądźcie tak dobrzy i nie niszczcie zainteresowania jakie może obudzić u waszych przyjaciół ten film. Nie mówcie im co widzieliście. W ich imieniu wam dziękujemy." Taki oto apel zamieścili twórcy Widma (1955r.) w napisach końcowych. Sytuacja bez precedensu bo czy jakikolwiek artysta nie chciałby większej popularności swego dzieła? Ta prośba ma jednak uzasadnienie. Zakończenie filmu jest tak piorunujące i przerażające, że zdradzanie go osobom, które go nie widziały to grzech niegodny kinomana.












Szanując wolę ekipy filmowej ani słowem nie wspomnę o stronie fabularnej kolejnego thrillera Clozouta. Scenariusz został oparty na powieści Pierre`a Boileau i Thomas Narcejac pt. „Celle Qui N’Etait Pas”. Niezłą ciekawostką jest fakt, że o prawa do ekranizacji ubiegał się nie kto inny jak sam Alfred Hitchcock. Francuz okazał się szybszy, ale do kolejnej powieści pt. "D’Entre Les Mortes" angielski reżyser zyskał pełne prawa. Na tej podstawie nakręcił w 1959r. niejaki Zawrót głowy. Tak więc rywalizacja między panami nie odbywała się tylko na płaszczyźnie reżyserskiej.
 

Widmo zaczyna się spokojnie co jest bardzo typowe u Clouzota. Stopniowo atmosfera gęstnieje, każde kolejne zdarzenie wzbudza coraz większy niepokój, nastrój osaczenia daje się we znaki bohaterkom, a finał stanowi podręcznik w jaki sposób spuentować gromadzone przez cały seans napięcie. Reżyser nie rozgrywa wszystkiego w sposób dosłowny. Każe siać domysły i niektóre wątki zostawia niedopowiedzianymi. Część wydarzeń ma miejsce poza kadrem filmowym co pozwala używać wyobraźni, a ta uwielbia podsuwać drastyczne rozwiązania. Clouzot z równą konsekwencją kreśli swój obraz od linijki. Uderza w negatywne emocje całkowicie rezygnując z poczucia humoru. Pomysłowo wykorzystuje dźwięki i elementy otoczenia takie jak wiklinowy kosz, wanna, basen w kreowaniu koszmaru. Nie śpieszy się. Każdemu posępnemu zwrotowi akcji pozwala należycie wybrzmieć przyprawiając widza o kolejne zawały serca. Zadziwia też zręczność z jaką zmienia tonacje. Od zwykłej obyczajówki przez spiskowy kryminał do opowieści o duchach słusznej dla horrorów. Wszystko to zamiast się gryźć łączy się w harmonijny sposób równo z postępującą paranoją jednej z bohaterek. Całość oczywiście nakręcona oszczędnie w czarno-białej kolorystyce.  Forma nie przykrywa tu treści czego nie można powiedzieć o dzisiejszych straszakach. W główne role wcielają się Vera Clouzot i Simone Signoret. Żona reżysera często odgrywa swoje emocje w teatralnej manierze, wybałuszając oczy i strzelając miny co może przeszkadzać. Na szczęście Signoret swoją postać rozumie doskonale. Jest powabna, stonowana i kiedy trzeba cynicznie seksowna. Ich relacja ma znamiona erotycznego związku jednakże jest to jeden z tych wątków, które zostają ledwie zasygnalizowane i zostawione widzowi same sobie. Sam finał jak wspomniałem na początku uderza z siłą kiloton. Możliwe jest jego przewidzenie jeśli widz bawi się w detektywa i odhacza w głowie kolejne znane mu zwroty akcji. Lepiej odrzucić takie podejście i dać się porwać morderczej historii serwowanej przez filmowego mistrza grozy.


Widmo słusznie stało się europejskim wzorem thrillera psychologicznego określając także możliwości gatunku. Co skrzętnie wykorzystał (tak tak zgadliście) Alfred Hitchcock kręcąc swoją Psychozę. Podobno pod wpływem zachwytu na filmem Clouzota. Kolejna już anegdota głosi, że pewien zrozpaczony widz napisał do Hitchcocka: ”Sir, po obejrzeniu Widma moja córka bała się wziąć kąpiel w wannie. Teraz po seansie pana Psychozy boi się prysznica. Co mam zrobić?” Hitchcock z właściwym sobie poczuciem humoru odpowiedział: ”Proszę posłać córkę do pralni”.




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz