poniedziałek, 1 lutego 2016

Nie tylko Di Caprio-Czyli 10 współczesnych aktorów, którzy powinni mieć Oscara a nie mają

Kolejność alfabetyczna



Steve Buscemi
Zero nominacji do Oscara
Za co mógłby dostać: “Big Lebowski”, “Fargo”, “Wściekłe Psy”
Nieco zapomniany aktor, który jak większość swoich rówieśników przez ostatnie lata skrywał się w telewizji. Buscemi nigdy nie był w łaskach akademii. Dlaczego? Cóż trudno oddzielić grę aktorską od persony Steve’a. Oglądając jego popisy możemy czasem dojść do wniosku, że po prostu Buscemi gra samego siebie. Ale tak powie tylko niewprawiony widz. Buscemi był czołowym aktorem lat 90 i był prawdziwym asem w rękawie początkującego Quetina Tarantino jak i etatowym koniem w stajni Braci Coen. Buscemi już raczej nie zagra nigdy na podobnym poziomie jak dajmy na to w „Wściekłych Psach”. Jak to dobrze, że jednak istnieje telewizja i możemy zobaczyć jak Steve rozstawia po katach w „Zakazanym imperium”. Zawsze coś. 



Ralph Fiennes
Dwie nominacje do Oscara
Za co mógłby dostać: „Lista Schindlera”, „Grand Budapest Hotel”
Tommy Lee Jones powinien codziennie wysyłać kwiaty Ralphowi Fiennesowi w ramach przeprosin za rok 1994. Fiennes jako Amon Goeth stworzył kreację najbardziej przerażającego nazisty w historii kina. Okrutny, bezwzględny, magnetyzujący i przekonujący. Genialna rola. Ale Fiennes to oczywiście nie tylko Goeth.  Jako jeden z nielicznych aktorów w branży skutecznie łączy występy w kinie artystycznym(Wiecie, że jeden z pierwszych występów zaliczył u Greenawaya?) z występamiogromnych Hollywoodzkich franczyzach(„Harry Potter”, Bondy). Wciąż ma szanse na statuetkę. Marzy mi się jakaś przeszywająco dramatyczna kreacja na zwieńczenie kariery Ralpha. Ale jeszcze nie teraz. Niech jeszcze trochę Ralph pobędzie na naszych ekranach, wierzę że akademia w końcu przejrzy na oczy w tym wypadku.



Harrison Ford
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać: “Poszukiwacze Zaginionej arki”, “Gwiezdne Wojny V: Imperium Kontratakuje”, “Indiana Jones I ostatnia krucjata”, “Gwiezdne Wojny IV: Nowa nadzieja”, „Indiana Jones i Świątynia zagłady”, „Świadek”, „Wybrzeże moskitów”, „Co kryje prawda”, „Wiek Adaline”

Ford mimo, iż nigdy nie był zaliczany do aktorskiej pierwszej ligi. To statuetka należy mu się jak psu buda za granie postaci w  typie Hana Solo czy Indiany Jones’a. Harrison stworzył archetyp postaci na którym jedzie od lat 80. całe kino przygodowe. Ten typ aktorstwa czyli przystojniaka-lekkoducha z ciętymi ripostami, zimną twarzą  i jeszcze cieplejszym serduchem niby ma swoje korzenie u aktorów z kina  noir czy westernów. Ale to Ford przekuł to na nowo w oryginalną formę. To tylko aż tyle, a może i aż tyle.



Harvey Keitel
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać: „Taksówkarz”, „Zły porucznik”, „Wściekłe psy”, „Pulp Fiction”,

Keitel niby nigdy nie stworzył takiej postaci, aby bez wahania stwierdzić , że owa kreacja zasługuje na Oscara. Wiadomo taki „Zły porucznik” jest zbyt ostry jak na radykalizm akademii. Ale z drugiej strony mowa o aktorze symbolu. Jednym z  twórców New Hollywood. Aktorze, który z jednej strony był bezwzględnym gangsterem, a  z drugiej romantycznym kochankiem. Sprawdzał się u każdego reżysera. Od Scorsese’go, aż po Angelopoulosa. Kto wie?  Może kiedyś Harvey zostanie nagrodzony Oscarem honorowym?



Viggo Mortensen
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać:  "Władca Pierścieni: Drużyna pierścienia", "Władca Pierścieni: Powrót króla", "Historia przemocy"," Wschodnie obietnice", "Niebezpieczna metoda"

Niedoceniony naczelny furiat kina. Mortensen zdobył sławę na planie Władcy Pierścieni i mimo deszczu Oscarów dla tej sagi zabrało jak dla mnie tej najważniejszej statuetki dla odtwórcy Aragorna właśnie.  Potem kariera Viggo przybrał ciekawy obrót, grając w cenzurowanych przez Akademię filmach aktor tworzył mistrzowskie kreacje. Raczej nie ma co liczyć, iż Mortensen kiedykolwiek wróci do blockbusterów tylko i wyłącznie po Oscara. To jeden z tych co mają ten cały cyrk słusznie w dupie.



Bill Murray
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać: “Wigiljny show”,  „Pogromca duchów II”, „ Dzień świstaka”, „Między słowami”
Postać legenda. Znakomity talent komediowy, który już sam wystarczyłby na jednego Oscara. Ale no dobra rozumiemy kaprysy akademii. No ale w przypadku Murraya jeżeli chodzi o role dramatyczne, to mamy przecież znakomita kreację w „Między słowami” i tu już możemy mówić o jawnej niesprawiedliwości.  Zeszłoroczny dramatyczny atak na statuetkę pod tytułem „Mów mi Vincent” nie odbił się większym echem, ale udowodnił nam fakt pożądania przez  Billy’ego statuetki. Może kiedyś? Trzymam kciuki.



Edward Norton
Trzy nominacje do Oscara
Za co mógłby dostać:  „Lęk pierwotny”,  „Podziemny krąg”,  „Birdman”
Określany jako aktor z najgorszym agentem w Hollywood ostatnio zdaje się wracać do mistrzowskiej formy z początków kariery. Z Nortonem i Oscarami problem polega na tym, iż zawsze trafia na równego sobie. W zeszłym roku przegarną z Simmonsem trudno rozpatrywać jako klęskę.  W 1997 to rzeczywiście został ograny w  cztery dupy, ale podejrzewam, że gdyby Gooding, jr. Nie otrzymał statuetki to ta by powędrowała do Williama H. Marcy’ego za rolę w „Fargo”. Cóż wygląda na to, że Edward musi po prostu cierpliwie czekać na swoja kolej.



Gary Oldman
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać: “Drakula”, „Leon zawodowiec”, „Stan łaski”, „Prawdziwy romans”,  „Wieczna miłość”, „Szpieg”,
Podobnie jak Ralph Fiennes, Oldman to aktor zarówno offowy jak i mocno Hollywoodzki.  I tak samo jak jego kolega po fachu mistrzowsko łączy te dwa style aktorstwa.  Oldman nigdy nie zwalnia, serwując raz na kilka lat świetną rolę.  Dlaczego nie ma Oscara? Cóż to jeden z tych przypadków nie do rozwiązania.  Może kiedyś?



Joaquin Phoenix
Trzy nominacje do Oscara
Za co mógłby dostać: “Gladiator”, “Mistrz”, “Ona”, „Zatrute pióro”, „Spacer po linie”, „Wada ukryta”,  „Nieirracjonalny mężczyzna”

Tutaj problem jest oczywisty. Phoenix cała swoją osobą krzyczy: „pieprzyć Oscary”. Można się tylko domyślać jak by wyglądała mowa akceptacyjna Joaquina. A aktorem jest wybitnym. Obecnie najlepszym w branży.  Skutecznie uciekł od łatki brata słynnego, przedwcześnie zmarłego Riviera. Dzisiaj już nikt nie rozpatruje go w tej kategorii. Ogromny talent, który nie raz nas jeszcze zaskoczy.



Tim Roth
Jedna nominacja do Oscara
Za co mógłby dostać: “Pulp Fiction”, “Wściekłe psy”, „Rob Roy”

Podobny przypadek co Buscemi. Razem zaliczali swoje pierwsze głośne role w "Wściekłych psach".  Oboje z ogromną charyzmą i z dość niespotykaną urodą. Kariera Rotha potoczyła się jednak zgoła inaczej. Tim występował u najlepszych reżyserów naszego pokolenia. Od Burtona, aż po Haneke. Rzadko kto ma w Hollywoodzie tak obfitą CV-kę. Czekamy na jakąś rolę, która wzruszy akademię, ale z drugiej strony Tim pewnie ma to w poważaniu

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz