Lata 60 w kinie
Amerykańskim zostały zapamiętane jako budowanie gruntu pod burzliwe lata 70,
które są bez wątpienia najlepsza dekadą w historii jankeskiego kina. Lata 70
obrodzą wielkimi talentami reżyserskimi, aktorskimi jak i operatorskimi.
Wszystko sprowadzi się do nurtu zwanego jako New Hollywood. Lata 60. pozostają
niestety nieco w tle i wydają się być zapomniane. Najsłynniejszymi przykładami
filmu, które stanowiły zapowiedź tego co nastąpi w kinie były takie tytuły jak
„Nocny kowboj” czy „Boonie i Clyde”, ale uważam że oba tytuły razem wzięte nie
maja tak wielkiej mocy oddziaływania jak tutaj opisywany zapomniany Wielki film
Marvina Ritta: „Hud, syn farmera”.
Zacznijmy od Huda. Jest on typem mężczyzny, który może mieć
każdą kobietę. Zresztą gra go Paul Newman u szczytuj swojej „ciachowatości”.
Postać przez niego grana rzuca takimi cytatami jak: „Jedyne pytanie jakie
kiedykolwiek zadałem kobiecie brzmiało: Kiedy wraca twój mąż?”. Ta kwestia znakomicie opisuje jego osobowość.
Hud wchodzi do baru , upija się, bierze pierwszą losową kobietę na noc. Nie
obchodzi go instytucja małżeństwa i wartości którymi jest kierowana. Oczywiście każdy mężczyzna w mieście chce być
jak Hud. Jego pulsująca męskość jest obiektem westchnień nie tylko mieszkańców,
ale także i widzów obydwu płci. Newman gra swoją postać z taką klasą, że
naprawdę nie sposób przymknąć oko na sposób postępowania Huda a raczej zakwalifikować
jego jako lubieżnego łobuziaka, taki który może i jest hultajem , ale i dobry
chłopak z niego.
Inaczej uważa jego ojciec Homer. To człowiek starej daty. Film nie mówi nam
tego wprost, ale możemy się domyślać, że Homer brał udział w drugiej wojnie świtowej. Jest też to człowiek samotny.
Opuszczony przez żonę, a także syna otoczony Hudem i jego naśladowcami, których
Homer nie rozumie staruszek przeżywa ciche cierpienia. Douglas odwalił tu kawał świetnej roboty, jego
rola nie jest tak ekspresyjna jak tan Newmana , ale nie zostaje daleko w tyle poprzez
mistrzowskie wykorzystanie technik „skromnego” aktorstwa. Wystarczy spojrzeć w
jego oczy pełne bólu, aby dowiedzieć się co przeżywa Homer.
Nie trzeba być Nostradamusem, aby dojść do wniosku że między
dwoma wyżej wymienionymi bohaterami dojdzie do konfliktu. Otóż wszystko zaczyna
się wtedy kiedy zostaje wykryta choroba bydła na ranczu, co skutkuje jego
zamknięciem. Hud jako człowiek akcji
chce działać. Homer woli poczekać. Konflikt zagęszcza się, co skutkuje odgrzebaniem rodzinnej tragedii
sprzed lat i wzajemnym obwinianiu się o śmierć potomka Homera.
Lecz przede wszystkim dochodzi tutaj do starcia pokoleń.
Tego starego - które posiada wartości i które przeżyło wojny z tym nowym - buntowniczym,
pełnym zapału pozbawionego kręgosłupa moralnego chcącego zawojować światem. Hud
urodzony w dobrobycie Ameryki, ma w poważaniu uczucia drugiego człowieka, liczy
się tylko on. Co prawdy gdzieś tam w
głębi odczuwa stratę brata, lecz postanawia ową stratę uciszyć
zatracając się w hedonizmie. Z kolei Homer(Ciekawy dobór imienia postaci)widzi
wszechobecna degeneracje wprowadzoną przez Huda i stara się jej zapobiec. Wie
jednak, że jest bezużyteczny. Punkt widzenia Homera znakomicie obrazuje ten
cytat:
„Ten kraj się zmienia kawałek po kawałku, za sprawą ludzi,
których podziwiamy. Pewnego dnia wyrobisz sobie własne zdanie o tym, co jest
dobre, a co złe”
Oczywiście ten
konflikt pokoleń to metafora Ameryki lat 60. Wietnam i Watergate są tuż za
rogiem i rozpuszczone pokolenie Huda będzie musiało stawić czoła tym zjawisko. Jaki
to będzie rezultat wszyscy wiemy. Problem choroby bydła to metafora owych problemów
jakie będą trawić Amerykę w przyszłej dekadzie. Film pokazuje nam, że są dwie
drogi wyjścia. Oczywiści atrakcyjniejsza jest droga Huda. Czyli wziąć byka za
rogi i rozprawić się z problemem. Kulminacją filmu jak i tej metafory jest
scena w której Hud wraz z towarzyszami rozstrzeliwuje chore bydło tylko po to
aby przyśpieszyć proces ponownego otwarcia rancza. Scena śmierci bezsilnego tłumu niewinnych
istot jest dla mnie jednym z smutniejszych obrazków w historii kinematografii.
Lecz najciekawszym tutaj szczegółem jest fakt, że film powstał
w tym samym roku co zginął John F. Kennedy. Oczywiście jest to fakt czysto
przypadkowy, mimo tego nadaje filmowi
dodatkowe znaczenie i wzmacnia jego przekaz. Jak to śpiewał Dylan w 1964r. „ the times they
are a changing”. Ritt wiedział już o tym rok wcześniej.
Aby uzupełnić obraz tragedii, jaką wykreował Ritt należy
wspomnieć o dwóch postaciach drugoplanowych. Pierwszą z nich jest wspomniany
już bratanek Huda - Lonnie. Młodzieniec
pozbawiony ojca oczywiście poszukuje kogoś kto mu zastąpi ojca. Ma do wyboru , albo swojego dziadka, albo wuja. Na początku filmu
widzimy, że bliżej mu jednak do Homera. Nie wynika to jednak z faktu jego własnego
wyboru. Hud nie chce się zadawać z swoim bratankiem, ponieważ ten mu przypomina
zmarłego brata. Lonnie jak każdy inny mężczyzna w jego wieku podziwia swojego
wuja i próbuje mu się na każdym kroku przypodobać. Młody chłopak jest w tym
filmie elementem kluczowym. To on tutaj stanowi
moralny kompas i to on będzie musiał sam zdecydować po której stronie ma
się opowiedzieć. Zadanie jest
niesamowicie trudne ponieważ jak już wielokrotnie wspominałem Hud jest mężczyzną,
który ma wszystko na skinięcie głowy. Z kolei Homer zasłużył sobie na wszystko
ciężką pracą. Wybór jaki podejmie Lonnie jest główną osią fabularną filmu.
Drugą postacią drugoplanową i jedyną kobietą w filmie jest Alma.
Gosposia rodziny, która nie gra większej roli w konflikcie o ranczo. Ona tutaj
stanowi odrębny wątek. Przez jej sportretowanie Ritt tworzy postać kobiety w silnym męskim świecie. Alma reprezentuje w tym filmie niewinność, a także
kobiecą niewinność. Posiadająca trudną
przeszłość kobieta musi codziennie stawiać opór napięciu seksualnemu, jakie
wywołuje Hud. Alma już raz to przeszła, więc dobrze wie, że jedyne co Hud może
jej zaoferować to przygoda na jedną ewentualnie dwie noce nic więcej. Ona chce jednak czegoś więcej. Widz wręcz
zaciska oczy, kiedy widzimy że w dalszej części filmu, Alma staje się obiektem
na którym Hud może obarczyć swoje emocje. Zwłaszcza galopujący gniew. Ona
niestety ma tylko jedna drogę wyjścia.
Na zakończenie trzeba wspomnieć o warstwie technicznej. Ranczo
rodzinny Bannonów znajduje się na pustkowiu kilka kilometrów od małego
miasteczka co znakomicie pokazuje w ujęciach James Wong Howe, który podkreśla
izolację postaci. Większość akcji filmu też dzieje się w nocy. Co wprowadza do
filmu znakomity klimat, i jak wynika z dialogu Huda i Homera:
Homer: ”To samotna piękna noc”
Hud ”Czyż wszystkie takie nie są?”
Aktorstwo w tym filmie jest doskonałe. Zresztą dwa Oscary
dla odtwórców roli Homera i Almy mówią same za siebie. Zabrakło jednak nagrody
tej najważniejszej, dla Newmana. Grając skurwiela o nieoczywistej twarzy,
któremu przestajemy kibicować w zasadzie tylko w końcówce Amerykański aktor
wznosi się na wyżyny swojego talentu i tworzy jedną z najlepszych kreacji w
historii kina Amerykańskiego. Newman jest Hudem. Podobnie jak w filmie tak
wszystko kręci się wokół Newmana. To on jest tutaj kołem napędowym.
Mamy tutaj do czynienia z dziełem ponadczasowym, które
zostało zapomniane. Mimo, iż metafora jasno odnosi się do Ameryki tamtych
czasów to jest na tyle uniwersalna, ze można ją podpiąć nawet pod dzisiejsze
czasy. Krótko mówiąc „Hud syn farmera” to najlepsza zapowiedź upadku Ameryki
jaką kino w tamtych czasach mogło wypluć.
Ocena:9,5/10
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz