Zawsze zajmującym dla
mnie zjawiskiem był fakt, że czasem
kulturze dzieła o wątpliwej jakości przyczyniają się do podjęcia
dyskusji w jakimś ciekawym celu. Weźcie takie „50 twarzy Greya”, które słusznie
rok temu podniósł kwestie nagości w kinie hollywoodzkim i mainstreamowym, a
raczej jej nadmiar, pustość tego rodzaju przekazów. Na szczęście w przypadku
nowego filmu Zacka Snydera wszystko jest proste. Zarówno jego film jak i
dyskusja wokół niego jest po prostu idiotyczna.